Obudziła nas ulewa, od wczorajszego popołudnia ściana deszczu z małymi przerwami. Rano okazało się, że obiecanego wczoraj śniadania dziś nie będzie... W miarę wyspani, popakowani, poszliśmy do miasta aby wypłacić pieniądze, bo nie mamy czym zapłacić za hotel, a naklejka Visa na drzwiach hotelu pamięta już tylko czasy świetności hotelu. Inna rzecz że hotel San Antonio wygląda że kiedyś musiał być naprawdę wysokiej klasy. Przeszliśmy całą ulicę w poszukiwaniu bankomatu, z którego wypłacimy gotówkę. Niestety, nie udało nam się pomimo sześciu prób w różnych bankach. Dziś dzień wolny, bo 1 listopada, banki nieczynne, a w bankomatach nie ma kasy ( dla bezpieczeństwa w nocy i w święta, ciekawe co nie?) Wrrrrr, przemoczeni pomimo kurtek przeciwdeszczowych wracamy do hotelu. Pojawił się na szczęście dziadek- portier który wczoraj nas przyjmował. O dziwo zgodził się, abyśmy zapłacili za nocleg w €. Lekka ulga.... A potem jeszcze zgodził się, a nawet sam chciał, wymienić nam 100 euro na lempiry. Pozbierał lempiry z całego hotelu. Muszę stwierdzić, że w tym roku lekko wtopilismy z waluta. Zasugerowaliśmy się relacjami, gdzie ludzie opisywali że nie ma różnicy czy $ czy €.... A teraz się męczymy. Z dolarami byłoby łatwiej. Mamy jeszcze trochę, ale trzymamy na czarną godzinę. Fakt, że jak byliśmy kiedyś w Indochinach to rządziły dolary, ale dwa lata temu już nie było różnicy i myśleliśmy że teraz tu będzie podobnie. A poza tym mogliśmy kupić euro trochę taniej więc sami rozumiecie.
San Pedro Sula to drugie co do wielkości miasto w Hondurasie. Żyje tu milion osób, a jeszcze 12 lat temu mieszkało tu 500 tysięcy.
Przy śniadaniu doszliśmy do wniosku, że zmieniamy nasze plany. Mieliśmy jechać do La Ceiba, a potem popłynąć na wyspy... Cały czas leje, poznany przez nas pan w kawiarni powiedział że prognozy na następne dni są deszczowe, to samo mówi nasza prognoza, nie widzimy więc sensu aby jechać nad morze... Pora deszczowa pokazuje swoje ostatnie kły i pazury. Żal, że wczoraj włożylismy tyle wysiłku aby dotrzeć do Hondurasu, a dziś okazuje się, że powinniśmy zmienić plany. Tak naprawdę to jest przywilej naszego podróżowania, jesteśmy wolni, możemy robić co chcemy i zmieniać plany kiedy chcemy. Podjeliśmy więc decyzję o zmianie kierunku podróży, nie na północ ale na południe...
Dziwny ten Honduras.... Na ulicach bardzo dużo policji, wojska, ochroniarze z bronią przy sklepach, sklepikach (nawet z częściami do samochodów), w bankach... Checkpointy co chwila na drogach, kontrola przy wejściu na dworzec autobusowy, kontrola w autobusie. W Polsce życzy się szczęśliwej podróży, poznani tutaj ludzie życzyli nam bezpiecznej podróży i kilka razy powtarzali że mamy uważać na siebie i podkreślali że kraj mają piękny ale niebezpieczny.
Kupiliśmy bilety do Santa Rosa. Po 3 godzinach, w bardzo przyzwoitym autobusie, dotarlismy na miejsce i przesiedliśmy się do autobusu do Gracias (kolejna godzina drogi). Autobus był retro, ale w środku był płaski, duży telewizor dla pasażerów i leciały przez całą drogę teledyski disco-mexico. Kierowca miał swój mały telewizorek i jeszcze na dodatek całą drogę rozmawiał przez telefon. Zauważylismy, że aby zostać gwiazdą disco-mexico trzeba być facetem z wąsem, obowiązkowo w kapeluszu, z gitarą w ręce i trzeba mieć kołyszący się zespół trębaczy. Potem należy jeszcze śpiewać ckliwe piosenki o miłości, a w teledyskach musi występować jakaś szałowa blondynka...i tyle, droga do kariery otwarta.
Kiedyś czytalam o Gracias, więc uznaliśmy że skoro jest prawie po drodze, to wpadniemy tam na noc. Dworzec autobusowy przywitał nas błotem po łydki.... Małe miasteczko, między najwyższymi w Hondurasie górami, gdzie czas płynie leniwie. W okolicy są też gorące źródła. Niestety, po zjedzeniu obiadokolacji bliżej nam było do poduszki niż do źródła.
Przestało padać dopiero pod wieczór. Co za pogoda! Wiedzieliśmy że nie będzie to szczyt sezonu, wiec liczyliśmy się z deszczem. Teoretycznie też jesteśmy na niego przygotowani. Prawda jednak jest taka, że jak leje ( nie mylić z pada), to nie ma stroju który nas uchroni przed przemoknięciem. Na szczęście pada dopiero drugi dzień, ale cały czas jest powyżej 25 stopni, wiec jak szybko się moknie, tak prawie szybko się wysycha, pod warunkiem, że przestanie padać oczywiście. Na pewno lepiej jest podróżować kiedy nie leje.
Po wczorajszej dawce adrenaliny, dziś był spokojny dzień.
Info dnia:
-kawa w kawiarni 22l
- hotel Fernando, 400l za nas, polecamy, czysto i bardzo przyzwoicie
-1$- 20l
- woda 1litr 12l
- duży obiad w knajpie w rynku 85l
- bilet San Pedro Sula- Santa Rosa - 120l\os
-Santa Rosa- Gracias- 50l\os