Otoczenie gór i sąsiedztwo najwyższego szczytu Hondurasu sprawiło że w nocy, dla komfortu wyjeliśmy śpiwory. A dziś byliśmy cały dzień w drodze. Przesiadaliśmy się z autobusu w autobus, prawie bez chwili przerwy. I tak od rana po wieczór. Z Gracias do Santa Rosa busik był bardzo przyzwoity. Po drodze zjedliśmy śniadanie i wysłuchalismy kazania oraz interpretacji pisma świętego przez młodego wyznawcę Jehowy ( to bardzo popularna religia w całej Ameryce Środkowej), oczywiście po hiszpańsku. Kazanie zakończyło się gromkimi barwami pasażerów. Mówca nie miał problemu aby przemawiać nawet podczas kontroli policji. Z Santa Rosa do Nueva Ocotepeque było jeszcze bardziej kolorowo... Zdezelowany bus, do którego bileter dosłownie upychał ludzi. Kazał pasażerom otwierać okna aby musztrować tych, którzy stali, aby przesuwali się do tyłu, by zrobić miejsce kolejnym którzy wsiadali... Na szczęście my mieliśmy miejsca siedzące w tym nadkomplecie.. Jak to Adrian zawsze powtarza, lepiej słabo siedzieć niż dobrze stać. Droga trochę się dłużyła bo była wyboista i górska, ale widoki za oknami rekompensowały wszystkie niedogodności. Po ponad 3 godzinach znowu przesiadka w jeszcze mniejszego busika do granicy w El Poy. Granica jakby wymarła, być może z powodu przypadającej niedzieli. Tu sprawne formalności paszportowe. Nie dostalismy pieczątki wjazdowej do paszportu, bo wszystko jest w systemie.... Też mi wytłumaczenie. Ja lubię dostawać pieczątki. Wymieniliśmy pozostałe pieniądze z Hondurasu na $US bo to oficjalna waluta od 2001r. Nawet nas to cieszy, bo co chwilę operujemy inna walutą. W El Poy złapaliśmy autobus do San Salvador, stolicy El Salvador. Wcześniej jeszcze zjedliśmy duży obiad na kolanie i nakarmiłam bezdomne psiaki ( cały czas cierpię jak patrzę na te wszystkie chore psy). Byliśmy w lekkim szoku jak tanie przejazdy autobusowe są w Salwadorze. Od granicy do stolicy, za 4 godziny drogi zapłacilismy 1,7$.. Autobus mocno zdemolowany, zanim wsiedliśmy kierowca i bileter dłubali coś silniku, brudni od smaru po pachy. Przez autobus przewalił się tłum ludzi, część jechała chwilę, a część dłużej. Dlatego też co chwilę autobus zatrzymywał się i z wysiłkiem ruszał dalej. Droga wiodła przez przepiękne okolice: góry, doliny itp. co wiązało się z pokonywaniem serpentyn. I właśnie na jedej z nich wypadł z autobusu plecak Adriana, co wywołało niemałe poruszenie. Na szczęście obyło się bez widocznych na razie strat i pojechalismy dalej. W stolicy byliśmy po 16 na terminalu Oriente. Podjeliśmy szybką decyzję aby jechać dalej i nie zatrzymywać się tu na noc. Wzieliśmy Taxi na dworzec Occidente i stamtąd dosłownie w biegu zlapaliśmy do Sonsonate. Niesamowite jest to, że wszystkie linie w Salwadorze są ponumerowane. W Sonsonate, już po ciemku, nie mogliśmy znaleźć hotelu. Nic nie było w przewodniku a ina miejscu nie było wyboru. Wylądowaliśmy z polecenia pani od kurczaków (taki fastfood) w wypasionym hotelu za 35$ i jeszcze na dodatek poza centrum. Zrobiliśmy nawrotkę do miasta i znaleźliśmy coś za 10$. Szału nie ma, ale jest łazienka, blisko centrum i wszystko już nam jedno, bo późno i zmęczenie nas dopada po całym dniu w autobusach. Reasumując, to przesiadaliśmy się dzisiaj sześć razy, ale zajechaliśmy naprawdę daleko. Niestety, nie ma internetu w naszym hotelu, a tylko w knajpie z kurczakami. Poszliśmy tam na kawę by dograć kolejne dni i noclegi, zrobiliśmy zakupy w wypasionym supermarkecie i wrociliśmy do hotelu ( to duże nadużycie słowa hotel). Ja piszę, a Adrian liczy, bo przecież główny księgowy musi mieć porządek w rozliczeniach.
Podkreślę jeszcze raz jak bardzo jesteśmy zaskoczeni tym, jak tanie są przejazdy autobusami w Salwadorze. Teraz to już mi się w głowie miesza, czym jechaliśmy i w jakiej kolejności. Idę spać.
Info dnia:
- waluta $US zamiast Colon
-nocleg 10$
-piwo 0,75l - 1,25$
-woda 1,5l - 0,50$
- duży obiad na granicy 3$
- przejazdy: El Poy - San Salvador - 1,70$, San Salvador- Sonsonate- 1$
- taxi w S. Salv- 4$