Flora i fauna zachwyca i przeraża jednocześnie. Na codzień żyjemy w kraju, gdzie wszystko dla nas jest umiarkowane, klimat, emocje, nawet rośliny i zwierzęta wydają się też takie. W Ameryce środkowej wszystko wokół wręcz bucha kolorami, a zwierzęta potrafią podniesc adrenalinę. Ptaki są ponadprzecietnie kolorowe, dzikie zwierzęta pojawiają się znienacka, owady wybujałe w swojej wielkości. Wczoraj wieczorem widzieliśmy pod toaletą wielką żabę, większą niż jeże w naszym ogrodzie. Hmmm.. muszę przyznać że szczerze mnie zaskoczyła, tym bardziej że wcale nie chciała zejść mi z drogi, więc zeszłam jej ja... Widzieliśmy motyle, które skrzydła miały jak moje dłonie, tak duże i jeszcze na dodatek w kolorze błękitnym. Jesteśmy na wyspie, na której najbardziej popularnym chyba drzewem są palmy kokosowe. I powiem tak, trzeba nauczyć się żyć "pod palmami" bo spadające kokosy potrafią zabić. Wiele osób zwracało nam tu uwagę, aby za bardzo nie stać pod palmą i uważać czy nie leci kokos z drzewa. Ale co to znaczy uważać, patrzeć do góry a nie pod nogi? To zaraz w żabę wejdę i znowu problem. Pomimo tysięcy drzew kokosowych wokół, wcale nie jest proste aby znaleźć dobrego kokosa (każdy chce go znaleźć, turysta i mieszkaniec), a potem zabawa zaczyna się znów, aby dobrać się do niego. Adrian ma juz patencik na rozminowanie kokosa, i to bez maczety, w rezultacie dziś zjedliśmy już dwa... Dziś podczas spaceru mieliśmy towarzysza - szedł za nami ochoczo sympatyczny piesek (rano zobaczylam go jak śpi pod naszymi drzwiami na ręczniku Adriana :)). Równie ochoczo przyglądał się co my takiego robimy. Stał się jeszcze bardziej pobudzony, kiedy zobaczył że dobieramy się do kokosa. Wypiliśmy wodę kokosową, a potem wyjadaliśmy środek i wtedy okazało się że pies był jeszcze bardziej zainteresowany. Daliśmy mu kawałek kokosa, a on wcinał go jak najlepszy przysmak. Nie był to wcale zagłodzony pies, był to widocznie koneser smaków innych. W rezultacie razem zjedliśmy kokosa ku wielkiej uciesze naszego towarzysza... Spotkać psa, który je kokosy? Bezcenne... Przyroda tutaj nas zachwyca, na każdym kroku.
Mieszkamy w hostelu Estephany. Prowadzi je para z Włoch, pozytywnie zakręceni ludzie. Obecnie to miejsce ma duszę i jest warte polecenia, dwa lata temu prowadził hostel ktoś inny i było tu mniej sympatycznie. Nie wiem jak długo będą tu Włosi, ale na ten moment czuć rękę kogoś z Europy i owocuje to niepowtarzalnym klimatem. Jest bardzo skromnie, ale ....kwiaty stoją w pomalowanych puszkach, muszle zdobią każdy kąt, wieczorem palą się świece, lampy naftowe, dyskretnie skrada się muzyka.. Poza tym łazienki sprzątane są codziennie i czuć zapach domestosa ( pierwszy raz).... To takie drobne rzeczy, ale my widzimy je i doceniamy i naprawdę czujemy się tu dobrze. Dawno nie byliśmy w tak uroczym zakątku.
Dziś pogoda się zmieniła, przez chwilę popadywalo, przeszła nawet burza. Nie przeszkodziło nam to w spacerowaniu, odkrywaniu nowych dzikich plaż. Z drugiej strony dawało to oddech od wczorajszego upału. Żyjemy ze stereotypami w głowie, gdzie plaże powinny mieć biały piasek, palmy mają być proste a morze lazurowe bez względu na pogodę.. Tak też jest, ale nie zawsze i dodatkowo pod warunkiem że ktoś sprząta te plaże, a tak dzieje się tylko zazwyczaj w dużych kurortach. Prawda jest taka, że najwięcej uroku maja dzikie plaże, i jeśli nie ma tam plastikowych śmieci wyrzuconych przez ludzi, to wszystko ma swój urok, czyli powywracane palmy, suche liście, kokosy na ziemi, żółty piasek. To wszystko jest dzikie, bez udziału ręki człowieka i nie pasuje do idealnego obrazka w głowie, który widzieliśmy gdzieś na zdjęciach w folderach biur podróży. Ma to swój niepowtarzalny urok i dla mnie jest bliższe sercu. Pewnie dlatego tak nam się tutaj podoba, bo nie ma "picu" i cepeliady. Wokół jest dzika przyroda, ciepłe morze, piaszczyste plaże, więc jest wszystko co powinno być. A w życiu nie ma przecież ideałów.
Cały czas jest naprawdę ciepło i jest bardzo duża wilgotność powietrza, czuć to szczególnie na ubraniach. Tak naprawdę to przyzwyczailismy się juz do tego.
Zjedliśmy dziś na kolację ostatnią konserwę (z dwóch zabranych) z Polski. Zapachnialo nam domem, bo nie ma jak mielonka w podróży. Choćby nie wiem co dobrego człowiek jadł w podróży, jak bardzo egzotycznego, to domowe polskie smaki pobudzają nie tylko kubki smakowe ale na dodatek przywołują wspomnienia.
Tam gdzie kończą się drogi, gdzie zawracają samochody, my znajdujemy coś więcej. Czas zwalnia swój bieg, dzika przyroda zachwyca, a proste życie, bez wygód przypomina o tym jak dobre życie mamy w Polsce.
Info dnia:
- hostel Estephany, na plaży el Dragon, nocleg w dormitorium 16,5$ os
- obiad na plaży 10$ os
- woda 1,5l 2,5$
- najlepiej zabrać ze sobą zapas wody, drogo, nie ma sklepu.