Kto rano wstaje ... Ten widzi że ma flaka tj. dziurę w oponie. No niestety. Sokole oko Adriana wypatrzylo że mamy podejrzanie mało powietrza w przednim kole. Zamiast od rana podziwiać zwierzynę ruszyliśmy na poszukiwania wulkanizacji. Uznalismy że lepiej pokornie naprawić to jeszcze w miasteczku, niż zdziwić się ponownie w parku...
Wreszcie załatwiliśmy formalności na bramie do parku, odpowiedzielismy przecząco na pytanie "czy mamy ze sobą broń?" i ruszylismy. Pogoda od rana nie rozpieszcza nas, pada deszcz. Ale jest bardzo ciepło. O 6 rano było już 25 stopni.
Park Krugera to miejsce niesamowite. Założony został przez Paula Krugera który ustalił prawo ochrony życia dzikich zwierząt w 1898 roku. Żyje tu na wolności kilkaset gatunków ptaków i zwierząt. Park jest bardzo zadbany. Do dyspozycji zwiedzających są dwa rodzaje dróg: asfaltowe i gruntowe. Dziwny jest widok kiedy po asfalcie idzie słoń... Ale na pewno po takiej drodze jeździ się ciszej i bez kurzu. Nam najbardziej przypadły do gustu boczne drogi, utwardzone i tam też widzieliśmy najwięcej zwierząt. Na terenie parku obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km/h na szutrowej i 50km/h na asfalcie. Słyszeliśmy że można zobaczyć fotoradar. Ograniczenia są słuszne, bo tak jest bezpieczniej dla ludzi i zwierząt. Zresztą zwierzęta są u tu u siebie, a to my jesteśmy gośćmi.
Poza tym jadąc szybciej nie zobaczy się zwierząt, które kamufluja się na każdym kroku.
Wstęp do Parku nie jest tani, ale uważam że warto wydać te pieniądze. Na terenie parku znajdują się obozowiska mniejsze lub większe że wszelkimi udogodnieniami , nawet ze stacja benzynową czy basenem. W sklepie mozna kupic mieso na grilla i węgiel. Zresztą grilowanie to "sport narodowy", wszyscy i wszedzie griluja. Do wyboru są noclegi w różnym standardzie od pola namiotowego po ekskluzywne chatki. Dla każdego coś się znajdzie.
my spimy dziś na campie Tsende i jesteśmy w lekkim szoku. Jest oświetlenie z baterii slonecznych, lodówka na gaz, ciepła woda, kuchnia z palnikami.
Warunki niby spartańskie, ale z klasą. I jeszcze na dodatek jest bardzo czysto, na każdym kroku. Nawet grille przy każdym miejscu są pomyte. Byliśmy już w Afryce, w kilku parkach spalismy, ale takiego porządku nie widzieliśmy nigdzie. Ilość miejsc na namioty jest ograniczona i trzeba rezerwowac je wcześniej lub spać poza parkiem. Każdy obóz przypomina trochę twierdzę, teren jest szczelnie ogrodzony, często pod napieciem. Nie ma się co dziwić, wokół nas są przecież dzikie zwierzęta. Wjazd do małych campow jest przez bramę, która trzeba sobie otworzyć, a potem porządnie zamknąć.
Dziś przez kilka godzin jeździliśmy po parku i jesteśmy zadowoleni z tego co widzieliśmy. Kilkanaście słoni, żyraf, dziesiątki antylop bawołów czy też zebry, no i żółwie. Generalnie trzeba być cierpliwym i wolno poruszać się przy jednoczesnym rozglądaniu się na wszystkie strony. Patrząc na nasze wcześniejsze doświadczenia na safari, to tu jest dużo zwierząt i jak ktoś narzeka to chyba nie wie co mówi.
Można jeździć godzinami i nie spotkać ani jednego samochodu. Jest bardzo intymnie i nie ma tłumów. W parku jest wiele zasad które trzeba przestrzegać... Każdy jest tu na własną odpowiedzialność i ryzyko - to zdanie powtarza sie tu bardzo często. Nie można wysiadać z auta poza miejscami oznaczonymi, trzeba jeździć wolno, nie zaczepiać zwierząt, nie śmiecić, nie karmić zwierząt.... I wszystko co robimy, to na własne ryzyko. Nie ma ubezpieczenia które można wykupić do Parku.
Dzis powinnam dodać głównie zdjęcia i nic nie pisać... Nie ma tak dobrze. Fotki uzupełnimy za kilka dni jak wyjedziemy do cywilizacji.
Po 19 w parku robi się ciemno. Uwijaliśmy się z jedzeniem i myciem aby zdążyć przed nocą. Cykady nad głowami są oszałamiająco głośne i jeszcze na dodatek lecą do światła. W rezultacie siedzimy już w namiocie, a one uderzaja w poły. Nie wiem o której dadzą nam spokój. Jest godzina 20 a my zmęczeni jesteśmy jak o 23. Codziennie wieczorem dosłownie padamy. Jest bardzo bardzo ciepło...