13.12
Dzięki pomocy dobrych ludzi noc minęła spokojnie i bezpiecznie. Dom w którym nas przyjęto był przepiękny i stary. Na pewno dużo już widział. Ogród i całe otoczenie były bardzo zadbane. Niestety, teraz jest to twierdza z kamerami, wysokim murem i prądem pod napięciem. To smutna rzeczywistość tego kraju.
Ruszylismy na płd, nad ocean. Mijalismy kolejne miejscowosci zamieszkale glownie przez Afrykanerow. W jednej z nich zajechalismy na niedzielny rynek, na którym kupilismy marchewkowe ciasto.
Trochę naszukalismy się campingu, a właściciel czy tam menadżer jeszcze na dodatek kręcił nosem, że tylko na jedną noc. Na campingu wszyscy się znali i szczerze mówiąc to przypominało nam to RODOS czyli Rodzinne Ogródki Działkowe Otoczone Siatką... Wszyscy chcieli też poznać nas, a od jednego pana dostalismy wino na powitanie ( co prawda Adrian pomógł mu wyładować olbrzymiego kwiata z półciężarówki), co chwilę ktoś do nas zchodzil i oferował pomoc. Było to naprawdę bardzo mile. Sama miejscowosc była bardzo urocza. Malowniczo położona u ujścia dwóch rzek do oceanu. Wokół piękne domy i wille, wszystko było bardzo zadbane.
Poplazowalismy, poleniuchowalismy, a wieczorem wypilismy dobre wino. :-). Acha, rzeki są łagodne, ale Ocean Indyjski to tutaj piękny żywioł, co widać na zdjęciach.