W nocy wiatr momentami ustawał aby zacząć znowu, że zdwojoną siłą. Rano pożegnalismy uroczy, czysty camping i ruszylismy w stronę Namibii. Droga prowadziła już tylko przez pustkowia. Dziesiątki, setki kilometrów przez góry i bezdroża a wokół po prostu nic. Nie ma miast ani wiosek, nie ma upraw ani łąk, są tylko kamienie i góry kamieni. W Springbok Zrobiliśmy ostatnie zakupy. Na szczęście w drugi dzień świat Spar był otwarty. Nie wiemy do końca jaka jest rzeczywistość w Namibii więc uznalismy że kupimy to, co lubimy z RPA. Wreszcie dojechaliśmy do granicy i przekroczylismy ją po otrzymaniu kilku pieczątek i uiszczeniu 242R opłaty drogowej. Wow. Oto Namibia.... Początkowo jechaliśmy po asfalcie, który po krótkim czasie zmienił się w drogę gruntową. Przejechalismy dziesiątki kilometrów po bezdrożach, bez asfaltu zanim dojechaliśmy do Fish Rivier Canyon. Zostaliśmy na noc w Ai Ais. Na miejscu okazało się że camp jest prawie pusty, można wykąpać się w basenie z wodą z gorących źródeł - 65 stopni. Jestesmy w miejscu gdzie pali sie woda. Ciekawe.... Uznalismy że na dziś mamy już dość jazdy i czas na odpoczynek. Po kolacji poplywaliśmy w basenie a potem tradycyjnie posiedzeliśmy do nocy przy świecach. Jest niewyobrażalnie gorąco, wiatr daje wrażenie jakby się siedziało przy otwartym piekarniku. Szybciej robi się tu się ciemno, bo ok. 19 tej. A dopiero po zachodzie słońca można normalnie funkcjonować. A wokół tylko góry...