Noc i poranek burzowo i deszczowo. Trudno nam wstać jakoś. Od rana kotki znowu się kręcą obok nas a my nie mamy nic dla nich do jedzenia. Dalam jajko, zjadł szarak ale nie bardzo mu to smakowalo, rudy nie ruszył. Widzimy ze ciągle są głodne. Pojechalismy do miasta po jedzenie dla kotów, wow był whiskas za 85$N. Kupilismy też herbatę i ciastka dla pana z ochrony aby trochę go przekupić aby karmił koty jak pojedziemy. Dziwnie patrzyli się na nas PAN i pani z obsługi campingu, ale z dużą sympatią. Powiedzialam im ze nie jesteśmy do końca normalni, a z Przytulasem i Adrianem to się dobralismy idealnie. Wytlumaczylismy bardzo dokładnie kiedy, jak i komu dawać karmę. Nie jest to jedzenie dla ludzi. Nakarmilismy koty, chyba pierwszy raz w życiu najadly się do syta, nie przejadly wszystkiego. Ale satysfakcja dla nas, świata nie zbawimy ale komuś choć trochę pomozemy. Mam nadzieję że będą karmić koty na campie i kiedyś ktoś jeszcze kupi im jedzenie.
Ruszyliśmy na północ do Epupa aby zobaczyć wodospad. Droga była bardzo, bardzo Afrykańska. Bardzo wyboista, przecinalismy koryta rzek, tym razem z wodą, samochód mamy brudny na maksa. Co jakiś czas mijalismy Himby, panie kosmiczne ubrane w skóry, panowie z niebieską falbanka z przodu i zasłoną z tyłu.... Niesamowite widoki. W Epupa zatrzymalismy się w Epupa Camp, nad rzeką, piękne miejsce, zadbane, klimaciarskie na Maxa....polecamy.
Po obiedzie pojechalismy zobaczyć wodospad, jak to zwykle jest przereklamowany. Jednak camping jako miejsce do relaksu i odpoczynku jest super. Niestety nie poszlismy za daleko na spacer bo panowie Himba na luzie moczyli się i spacerowali na golasa. Trochę było to dla nas krepujace, dla nich wcale. Generalnie panie trzymają się że sobą i z dziećmi a panowie że sobą. Damskie sprawy, męskie sprawy....
A wieczorem uzupelniamy wpisy, na tym końcu świata, na granicy z Angolą mamy Wi-Fi. Wolno chodzi, ale jest szansa że zaległe wpisy dziś dodamy, ale zdjęć to na pewno nie.