Poprzedni wieczór spedziliśmy jak w domu, tj z kotami na kolanach. Przemile uczucie kiedy słyszy się mruczenie kota po 5 tygodniach. Rano dokarmilismy na pozegnanie kotki i ruszyliśmy dalej. Jeszcze raz mam wielką prośbą dla kogoś kto czyta i wybiera się tam, proszę kup worek karmy w okey' u i przekaż komuś na polu namiotowym aby karmił koty. Ludzie z obsługi nie mają pieniędzy aby kupować coś kotom a nie wszyscy turyści zastanowia się nad tym. Personel z hotelu i właściciele chyba maja to gdzieś a koty te są naprawdę mądre, zdrowe i zasługują na pomoc.
Po drodze zrobiliśmy zakupy na sklepie okey w Opuwo. Co to jest za miejscowość, słów brak. Mieszanka ludzi, kultur, cywilizacji. Folklor niesamowity. Generalnie po tygodniach bez ludzi wpada się nagle do miasteczka które tetni życiem. Nagle okazuje się że w Namibii są ludzie.
Północ kraju jest o wiele bardziej zaludniona i przypomina Afrykę która już widzieliśmy, południe to głównie dzika przyroda i miasta po kolonizacji z architektura odbiegająca od standardów afrykańskich.
Ruszyliśmy w kierunku Etosha Park. Droga była asfaltowa i zadziwiająco szybko dojechalismy do pierwszej bramy Galton Gate. Do 2014 roku była ona zamknięta dla turystów indywidualnych, dopiero od roku można nią wjeżdżać. Widac że są nowo wytyczone drogi, więc za jakiś czas będzie tu więcej tras. Najbliższy camping, Olifantsrus jest po 60 km i tam też się udalismy. Mamy rezerwację od jutra na innym campie, ale że udało nam się wcześniej dojechać doszlismy do wniosku, że spimy w parku. Pierwsze wrażenia mamy bardzo pozytywne. Widzieliśmy wielkie stada zebr, żyraf, słoni i to zaraz od początku. Droga była szutrowa, maksymalna prędkość wynosi 60km/h, co wg nas jest zbyt dużą prędkością. My jezdzimy między 30 a 40km/h i pozwala to zaobserwować zwierzęta. Późnym popołudniem dojechalismy do campingu Elephant ..... Jest to nowy camping, świeżo wybudowany, z super zapleczem i jest lodówka!! Wreszcie możemy napić się schlodzonej wody, dla nas to luksus. Wszystko jest przemyślane, zaplanowane. Największą atrakcją jest tzw. ukryta chata, już za obozowiskiem, do której idzie się po platformie. Obok niej znajduje się staw do którego przychodzą zwierzęta i z ukrycia ale z bardzo bliskiej odległości można je obserwować. Spedziliśmy tam cały wieczór, czekając z nadzieją że ktoś dziś tu przyjdzie. Niestety nikt dziś nie zawitał wieczorem, oprócz ptaków i mieszkających tam żółwi. Może zwierzęta nie są jeszcze przyzwyczajone do tego miejsca, trudno powiedzieć. Do późnej nocy siedzielismy na campingu i patrzelismy w niebo, na gwiazdy. W okolicy nie ma żadnego miasta więc nie ma łuny. Niebo w Afryce jest przepiękne.
Z życia wzięte:
Siedzimy późno wieczorem, z kotami na kolanach, wokół ciemno już. Gdzieś, kawałek dalej pali się lampka. Rozmarzeni, w transie mruczanda kotków patrzymy się bez celu przed siebie. Nagle obok nas przebiega skorpion, ogon ma podniesiony do góry, mały, blady ale groźny. Patrzę nie niego i mówię do Adriana : " skorpion pobiegł...
Na co Adrian " yhy...
I dalej glaszczemy koty, rozmarzeni, w transie mruczanda kotków....