Noc w buszu to jedna z piękniejszych rzeczy jakie mogą przydarzyć się w podróży przez Afrykę. Każda pora dnia czy nocy należy do kogoś innego, inne dźwięki dochodzą do nas o różnych godzinach. Cykady są najbardziej aktywne po zachodzie i przed wschodem słońca, ptaki o brzasku, komary jak tylko schowa się słońce... Niebo w nocy zachwyca milionami gwiazd różnej wielkości. Ta przyroda nas zachwyca, pomimo dużego respektu który mamy do niej. Dziś wstalismy wcześnie rano, aby przed upałem pojeździć po Parku i poobserwowac zwierzęta. Niestety wczoraj w biurze nie dostaliśmy szczegółowej mapy okolicy, więc musimy zadowolić się zdjęciem dużej mapy, które zrobił wczoraj Adrian. Cała droga jest piaszczysta, oczywiście poruszamy się 4x4 bo inaczej nie byłoby szans na jazdę. Teraz mamy porę deszczową, więc cała pustynia wokół jest zielona, kwitną kwiaty, trawy, często są zielone liście na drzewach. Zrobiliśmy 70 km przez 4 godziny. Niestety, nie mieliśmy szczęścia do zwierząt. Widzieliśmy kilka małych stad różnych antylop, dziwne ptaki i surykatki. Zwierzęta tu są bardzo płochliwe, więc trzeba je bardzo cierpliwie wypatrywać. W południowym Kalahari Park atrakcją samą w sobie jest poruszanie się po pustyni, radzenie z bardzo wymagającą drogą, często z zaskakującym głębokim piaskiem. Nie jest to jednak najlepsze miejsce do podglądania zwierząt. Objechalismy wyschnięte jeziora, ale nic szczególnego nie widzieliśmy. Po powrocie zjedliśmy drugie śniadanie, spakowaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę przez Kalahari ale już poza parkiem, w kierunku Lokhwage. W oddali od dobrej godziny słychać i widać było burzę, niestety jechaliśmy w jej kierunku. Burza stawała się coraz mocniejsza i była coraz bliżej. Znaleźliśmy się w pułapce. Na szerokiej piaszczystej drodze przez pustynię byliśmy jak na świeczniku, nie wiedzieliśmy czy mamy stać, czy mamy jechać. Ta burza to była największa nawałnica jaką widzieliśmy w życiu. Jednocześnie na niebie pokazywało się kilka piorunów ( pionowe i poziome), liczylismy sekundy od błysku do uderzenia. W pewnym momencie zatrzymał nas deszcz. Ulewa była tak wielka, że nic już nie widzieliśmy na drodze. Tylko pioruny raz z lewej raz z prawej strony.Pozostało nam już tylko czekanie na poboczu i nadzieja, że nic nam się nie stanie. Byliśmy naprawdę bardzo wystraszeni. Gdy deszcz trochę zelżał ruszyliśmy dalej, spotkalismy po drodze drugi samochód i razem uciekalismy od burzy. Nasza walka z żywiołem trwała ponad godzinę a sama burza na pewno 3 godziny, jak wydostalismy sie z niej ona dalej trwala i walily pioruny. Do tej pory był to największy strach który przeżyłam. Nigdy nie zapomnę koloru nieba, takiego brudnego odcienia niebieskiego, który zwiastuje problemy.
W Afryce nie ma miękkiej gry, przyroda potrafi zachwycić, ale też wystraszyć. Dziś znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Po wyjechaniu z burzy znaleźliśmy sie w pięknym słońcu....
Długo nie mogliśmy ochłonąć po burzy, reszta drogi do Kang upłynęła nam bezpiecznie. 25 km na północ od Kang mamy nocleg na campie Kalahari Rest ( 200 puli za nas). Jest tu skromnie, ale z klimatem i czysto. Dziś nie potrzeba nam nic więcej jak tylko spokoju...