Całą noc padał deszcz. Musieliśmy spakować mokry namiot do auta i ruszyliśmy w drogę do Chobe Park. Dojazd do bramy był całkiem znośny, ale dalsza droga była już bardziej wymagająca. Mogliśmy zrobić około 15-20 km na godzinę. Jazda była głównie na drugim biegu.. a od samego wjazdu do Parku zaczął padać deszcz. Musieliśmy mieć zamknięte okna, aby nas nie zalało i przez nie obserwowaliśmy zwierzęta. Widzieliśmy mnóstwo słoni, z bliska i z daleka, całe stada lub pojedyncze osobniki. Wyglądały na szczęśliwe w tym deszczu... Po drodze widzieliśmy też różne gatunki antylop, oraz zebry i ptaki. Po południu pogoda znacznie się polepszyła, a jak dojechaliśmy na camp to było piękne słońce. Wysuszyliśmy wszystko co mieliśmy mokre po nocy, zjedliśmy obiad i .. przyszła burza. W biegu schowalismy wszystko i ucieklismy do namiotu. Waliło mocno, ale nie było bardzo blisko - na szczęście. Po dwóch godzinach burza uspokoiła się. Zdążyliśmy zrobić ognisko i... znowu zaczęło lać. Dziś już nic więcej nie zrobimy. Po 19 jest już ciemno. Nie pozostało nam nic innego jak przymusowe leżakowanie, czytanie, pisanie i spać.
Dziś śpimy na najdroższym campie w naszej karierze podróżniczej. Za 100$ mamy miejsce na namiot, ognisko, grila. We wspólnej łazience jest nawet ciepła woda. Nie ma tu żadnych specjalnych wygód po prostu możemy przespać się w parku. Zrobienie drogi z Maun na północ do Ihaha bez przystanku to nie jest przyjemność tylko duże zmęczenie i brak czasu na obserwowanie zwierząt. Właściciele tego pola dobrze o tym wiedzą i dlatego aż tyle wołają za nocleg. Cieszymy się że możemy tu zostać na noc i cieszyć się dziką przyrodą tak blisko nas.