Całą noc lał deszcz. Na szczęście Adrian wieczorem dokonał "fortyfikacji " namiotu, tzn. okopał go, aby woda miała gdzie spływać. Kilka razy w nocy budzilismy się, bo deszcz bębnił o namiot. Przeszła nawet druga burza. Mamy porę deszczową i musimy nauczyć się z nią żyć. Jednak tylu burz nie przeżyliśmy jeszcze pod namiotem i to jeszcze takich tropikalnych, na dodatek. Nie jest zimno jak pada, ale wszystko jest wilgotne, trudniej organizować sobie czas. Rano musieliśmy poskładać znowu mokry namiot do samochodu. Podczas odpinania tropika Adrian chwycił za małego skorpiona, który siedział właśnie pod nim. Do tej pory nie wiadomo, kto bardziej się wystraszył, Adrian czy skorpion. Na szczęście nie ukąsił Adriana, więc tyle dobrego. Cały czas musimy być czujni co robimy i jak, bo jednak tu jest dzika przyroda. Ostatnio nadepnęłam niechcący na stonogę i zdziwiłam się jak zaczęła wić się na mojej stopie. Naprawdę nie jest to nic miłego.
Ruszyliśmy wcześnie rano w stronę campingu Ihaha. Po przejechaniu bramy lekko opadły nam szczęki, jak zobaczyliśmy kałuże na drodze. Momentami tworzyły się z nich rzeczki lub stawki... Teraz rozumiem dlaczego odradzono nam solną pustynię, po nocy z ulewami rzeczywistość wygląda trochę inaczej i drogi też. Można mieć problem, aby przedostać się z jednego miejsca w drugie. Początek drogi bardzo nas stresował bo musieliśmy oswoić się z nowymi wyzwaniami. Jechalismy około 15 km przez godzinę. Muszę przyznać, że w tym momencie skupialismy sie głównie na drodze, a nie na zwierzętach. Na dodatek jeszcze znowu zaczął padać deszcz. Spokojnie, z uśmiechem na twarzy (ale skupieni), pokonywalismy bardzo wolno kolejne kilometry. To dopiero była przygoda, coś dla wielbicieli off roadu z błotem i wielkimi, głębokimi kalużami po drodze.
Po drugiej godzinie jazdy droga polepszyła się i nie było już tak wielkich kałuż. Nie jechaliśmy dużo szybciej ale mieliśmy większą kontrolę nad drogą. W pewnym momencie na naszej drodze ujrzeliśmy słonia, który trochę pił z kałuży, trochę się drapał, a trochę spał na stojąco. Wcale się nami nie przejmował i robił swoje, czyli nic nie robił. Stanęliśmy najpierw kawałek dalej od niego, z nadzieją że nas zobaczy i sobie pójdzie. Nic z tego, był zbyt zajęty sobą. Podjechaliśmy trochę bliżej, zero zainteresowania. To jeszcze kawałek i ... nic. Pozostało nam cieszyć się tym widokiem i cierpliwie czekać. Słoń to tak naprawdę jedyne zwierzę, które może szybko skasować auto. Lepiej go nie denerwować, ani nie prowokować. Nigdy nie można trąbić na niego, ani przygazowywać, lepiej też nie przecinać im drogi. Słonie są różne, mają różne doświadczenia związane z ludźmi i mogą mieć różne samopoczucie, lepsze lub gorsze. To wszystko ma wpływ na to jak zachowują się słonie które można spotkać. Mamy wielki respekt do tych pięknych zwierząt i staramy się myśleć co robimy kiedy jesteśmy obok nich. Po dobrych 20 minutach Pan Słoń namyślił się wreszcie i zdecydował się zejść z naszej (jego?) drogi. Pojechaliśmy dalej...
Po dobrych kilku godzinach jazdy dotarlismy do bramy Ngoma. Po pierwsze, okazało się że zgubiliśmy - pewnie gdzieś w kałuży - tablicę rejestracyjną z przodu. Hmm.. no musimy jechać dalej bez niej, nie mamy wyjścia. Po drugie, okazało się że droga przez park do kolejnego naszego noclegu jest nieprzejezdna po ostatnich ulewnych deszczach. Strażnik wytłumaczył nam jaką inną, alternatywną droga ( pożarową) możemy dostać się na camp. Dojechalismy cali i szczęśliwi. Nocleg mamy nad rzeką graniczną z pięknym widokiem na Namibie. Niestety chwilę po obiedzie przyszła burza, przed którą dla odmiany schowalismy się do samochodu. Potem Adrian rozłożył plandekę i tak zabezpieczeni rozbiliśmy namiot i organizowaliśmy się do nocy. Tak oto powstał klub "U Przytulasa". Dziś ogniska nie zrobiliśmy, bo cały wieczór w deszczu... w pewnym momencie koło naszego namiotu zaczęły przechodzić antylopy które wracały z nad rzeki. Szły ich dziesiątki, które przeszły w setki. Piękny widok i zaskakujący. Mamy tu nie lada atrakcje dziś. Pod wieczór przyszły odwiedzić nas pawiany, były bardzo ciekawe, ale na szczęście nie agresywne. Poszły spać na drzewo nad nami i na drzewo obok, na dodatek strasznie dużo gadały w nocy, przez co kilka razy się budzilismy. W nocy na szczęście przestało padać.