Całe stado pawianów powitało nas kiedy rano wyszliśmy z namiotu. Nie wiem kto był bardziej ciekawski, my czy one. Jak nie dokuczają ludziom to są naprawdę bardzo pocieszne i śmieszne w swoich zachowaniach. Po tym jak tylko zapakowaliśmy się do drogi zaczął padać deszcz. Muszę przyznać że mało przyjemne jest robienie zdjęć, jak leje się na aparat i do samochodu. Trochę żałuję tych nie zdobionych dobrze zdjęć... reszta jak dla mnie jest do przeżycia. Po ujechaniu około 500 m od naszego campu zobaczyliśmy trzy auta które stały przy drodze. Kiedy spotyka się pięć samochodów przez cały dzień to jest coś, a trzy w jednym miejscu... To musiało być Coś Podjechaliśmy tam i zobaczyliśmy lwicę która ciągnęła martwego bawoła w krzaki. Widok niesamowity, smutny i przejmujący zarazem. Ciągle dotykamy dzikiej przyrody i musimy o tym pamiętać. Właśnie z bliska zobaczyliśmy jakie bezlitosne są prawa natury. Pierwszy raz jesteśmy tak blisko lwa, dosłownie parę metrów. Lwica jest piękna, wielka i bardzo zmęczona. Po dłuższej chwili poszła w krzaki, a za nią niewidoczne dotąd małe lwiątko... To wszystko było bardzo poruszające. To niesamowita niespodzianka w ten deszczowy dzień. Gdybyśmy pojawili się w tym miejscu przysłowiowe pięć minut później, już nic byśmy nie zobaczyli. Na tym polega szczęście na safari.
Kolejne kilka godzin jeździliśmy po Parku. Widzieliśmy setki antylop, orły, jastrzębie, szakale, hipopotamy, guźce... Dziś był naprawdę udany dzień.
Dojechalismy do Kasane. Znaleźliśmy nocleg i wróciliśmy do miasta aby "wyprodukować" tablicę rejestracyjną. Okazało się, że w punkcie poligraficznym można zrobić tablicę na plastikowej podstawie. Zaskakujące, ale lepsze to niż malowanie na kartonie czy kawałku blachy. Godzinę zajęło chłopakowi nim wyprodukował nam naszą tablicę, a tylko dlatego tak długo to trwało bo w RPA mają inną czcionkę... Potem w sklepie z częściami samochodowymi kupilismy nawet uchwyt i jesteśmy teraz nieco spokojniejsi. Mamy do przekroczenia kilka granic i nie wiemy jak bardzo mogą chcieć się do nas czepiać. Taka tablica większa jest od etui od paszportu:), więc lepiej dmuchać na zimne.. Zrobiliśmy też większe zakupy spożywcze aby uzupełnić zapasy przed przekroczeniem granicy. Wieczorem tradycyjnie już (jak nie pada), zrobiliśmy ognisko, a na kolację steka. Gdzieś w okolicach przewala się burza, u nas na szczęście na razie nie pada, ale nie wiemy co przyniesie noc...