Dziś była pierwsza noc bez deszczu od wielu, wielu dni. Rano pogadalismy z naszymi sąsiadami z Mozambiku, oni dali nam rady na dalszą drogę, a my podzieliliśmy się naszymi doświadczeniami. Oni też mają już w kolekcji jeden mandat. Podziwiamy piękne Sudety. Wokół cisza, spokój, pawiany i setki ptaków. Pojezdzilismy po Parku, poogladalismy widoki. Gorąco jak cholera, bo o 9 rano mamy już 25 stopni. Pojechalismy na grób Cecila Rodeza który "odkrył", a potem doprowadził do wielkiego rozwoju Zimbabwe - na cześć tego pana zwane kiedyś Rodezją. Niestety od kilkudziesięciu lat panuje tu litosciwie, a na pewno nie demokratycznie, sędziwy Robert Mugabe który dla odmiany doprowadził ten kraj do ruiny. Przez wiele lat Zimbabwe było odizolowane od świata, turyści bojkotowali przyjazdy. Miało to uderzyć w rząd, a tak naprawdę uderzyło w biednych ludzi, którzy trochę jednak zarabiają na turystach, sprzedając pamiątki lub pracując we wszelakich miejscach obsługujących turystów. Mugabe to niestety dyktator i wszyscy czekają na jego śmierć, bo ma juz ponad 90 lat. Pytaliśmy dziś jednego poznanego pana o życie tutaj. Powiedział nam ze biali dogadują sie z czarnymi, bogatsi pomagają biednym, ale policja i rząd to kompletnie inna bajka, z nimi dogadać się nie da. Wszystko idzie niestety w złym kierunku. Ale to była dygresja do mojego wpisu o grobie Cecila Rodeza. Jest pochowany na szczycie jednej z gór, jego grób otoczony jest wielkimi głazami. Widok wokół jest przepiękny. Niestety wejście na górę jest dodatkowo płatne 10$ za osobę. Nie mają litości w wyciąganiu kasy. Waluta tu obowiązującą jest $ amerykański, od 1 grudnia wprowadzili własne banknoty, też dolary, ale z innymi rysunkami. Dolar amerykański miał uratować kraj przez galopujaca inflacja. Widzieliśmy stare banknoty o wartości miliona, tryliona czy biliona... Ilość zer na banknocie przyprawiala o zawrót głowy. Niestety przez $ jest tu drogo. Dla nas 1$ to 4 zł dziś, to nie jest 1zł. Woda mineralna w sklepie 5 l za 3$....odechciewa się pić momentalnie. Na szczęście mamy zapasy z Botswany, więc kupujemy głównie pieczywo i owoce, które wreszcie można kupić przy drodze od ludzi. Za 8 mango placimy 1$, więc tanio. Nie mamy więc wyjścia, zajadamy się w grudniu mango:-)
Po wyjechaniu z parku znaleźliśmy centrum handlowe gdzie w restauracji zjedliśmy hamburgery, pyszne jak w dzwirzyńskiej Mesie, a tańsze -5$. Wielkie to urozmaiceniene naszych obiadów z ciecierzycy i makaronu. Nocleg dziś mamy w Bulawayo, jest wydzielona część na kamping w parku w centrum miasta. Wokół alejki, rabatki, doniczki, laweczki, piękne drzewa i krzaki.... W takim miejscu jeszcze nie spaliśmy. Oprócz nas są dwie pary dziadków z RPA. Czyli jak zwykle.... Tłoku nie ma. Za 15$ za nas jest pięknie.
Wieczorem w okolicy ma się odbyć impreza z okazji ich jutrzejszego święta narodowego. My zaszyliśmy się na końcu parku, aby nie słyszeć ich imprezy. U nas za to cały czas jest robota, Adrian umył dokładnie furę, ja zrobiłam pranie. Wieczorem daje się żyć, jeszcze parę godzin temu mieliśmy 34 stopnie. Piękne to nasze lato w grudniu, aż miło posiedzieć do zmroku przy zimnym piwku....
W nocy miejski piknik przerodził się w sunrise z muzyką techno w tle. Do 3 w nocy didżej basami umilal nam czas...