Późnym popołudniem ruszamy do Odessy na Ukrainie. Na granicy odebrali karteczkę. Ukraińcy wbili pieczątkę, a z Naddniestrza nie, bo przecież takiego kraju nie ma, choć jest...
Odessa...Jest coś magicznego w tej nazwie. Musieliśmy tu przyjechać bo w końcu byliśmy tak blisko.
Mamy hotel w centrum Odessy. Na podwórku stado kotów, więc czujemy się jak w domu. Nosimy regularnie w plecakach karmę dla psów i kotów i karmimy te biedaki. Widzieliśmy watachy głodnych psów, całe stada kotów... Żal i smutek jak na to patrzymy. Możemy zrobić tylko tyle, aby choć raz nie były głodne... Pod tym względem też jesteśmy 100 lat do przodu, nie musimy już patrzeć na takie cierpienie zwierząt w Polsce, nie jest to aż tak powszechne jak tutaj. Widzimy jak dużo rozwiązuje sterylizacja kotów wolnożyjacych, jakie daje efekty.
Odessa to wielkie miasto. Byliśmy na spacerze, ale robiło się już ciemno więc nie oddalaliśmy się zbytnio od hotelu. Jutro będziemy zwiedzać. Odessa....