Wreszcie, po 37 godzinach latania po niebie, dotarliśmy do Punta Arena. Jesteśmy dość mocno zmiętoleni ale bardzo szczęśliwi. Dotarliśmy do Patagonii. Dziś dzień mocno organizacyjny. Szukaliśmy gazu do kuchenki, niestety system camping gazu tu nie działa (choć w internetach było co innego..), musieliśmy kupić nowy palnik i gaz. Dziś sobota, więc na szczęście część sklepów jest otwarta. Wciąż nie mamy zarezerwowanych noclegów do Parku Torres. Ich strona nie działa, biura nie znaleźliśmy... Będziemy jeszcze próbować coś załatwić w Porto Natales, a jak nie to będziemy improwizować. Pogoda taka jak w Polsce, jesteśmy ubrani na cebulkę ale z czapką trzeba było się przeprosić... A od jutra to i kalesony trzeba będzie wyjąć z plecaka i mieć w pogotowiu. Główny język w którym można się porozumieć to hiszpański, my znamy hiszpański migowy więc widzimy że ręce będą nas boleć nie raz i nie dwa. W Mercado Municipal zjedliśmy wielki obiad, ofertę dnia: zupa i ryba z ryżem. Niektóre smaki pamiętamy z ostatniej podróży w 2008 roku kiedy to też byliśmy w Chile. Nie udało nam się wtedy zjechać tak bardzo na południe bo... zabrakło nam czasu. Podróże niedokończone, rozmowy niedokończone... Jeśli tylko się chce można je kiedyś dokończyć.
Jesteśmy w najdroższym rejonie w Chile i momentami ceny przyprawiają nas o zawrót głowy. Za parę dni oswoimy się z nimi pewnie, ale dziś to nie tylko pogoda nas zmroziła.
Przykładowe ceny: obiad 10$ za osobę w bardzo lokalnej knajpie, noclegi w hostelu w przedziale 32$- 85$ za dwie osoby. (To nie są hotele, a hostele... My śpimy w tym najtańszym ...), Woda mineralna w markecie1,5l - 1$, puszka coli do obiadu 2,5$...
Dziś jesteśmy bardzo zmęczeni. Ja mam problem ze stawem skokowym od Madrytu ( jakaś torebka czy pochewka) i muszę ograniczyć chodzenie jak zaordynował doktor. My mamy w planach poważny treking, a ja jestem kontuzjowana. Biorę leki od 3 dni, odbyłam konsultacje telefoniczne i jest lepiej ale na razie oszczędzam się na ile mogę i na ile pozwala mi mój temperament i ciekawość i rozsądek. Chyba ruszymy do parku o dzień później aby zmniejszyć ryzyko ponownej kontuzji. Nie da się ukryć, starzejemy się, na każdy kolejny wyjazd zabieramy nowe leki... nie ma co gadać jak dziewczynie pójdzie torebka na imprezie czy w podróży to jest problem..
Nawet specjalnie nie wybrzydzaliśmy w poszukiwaniu noclegu. Mamy coś w stylu późnego gierka, ale słabo tu posprzątali albo dawno tu nie sprzątali... Na szczęście mamy ciepły kaloryfer w pokoju więc będzie dobrze. Dziś będziemy spać jak zabici, najważniejsze że będzie można wreszcie się położyć i wyciągnąć... rozprostować kości.