Tym razem udało nam się jeśli chodzi o przewoźnika i autobus. Przewoźnik Don Otto z sojuszu Busplus, zadbał o nas. Były 3 posiłki, napoje, pan chodził po autobusie z odświeżaczem powietrza. Tym razem mieliśmy miejsca typu cama, tj. trochę szersze niż normalne siedzenia i opuszczane do 160 stopni. Temperatura w autobusie była do przyjęcia, więc w miarę wypoczęci dojechaliśmy do Puerto Madryn. Naprawdę wybór przewoźnika, wybór noclegu to czysta ruletka i wiemy już, że czasami trafimy dobrze, a czasami źle.
Przez dwie godziny uwijaliśmy się jak w ukropie aby: kupić bilety do Buenos Aires, zarezerwować tam noclegi, kupić bilety do Puerto Piramides, zrobić zakupy.... Wszystko się udało, a nawet jeszcze wypić kawę.
Transport jest tu, niestety bardzo drogi, pewnie też dlatego że pokonuje się tu naprawdę wielkie odległości. Autobusy to główny środek lokomocji w tym kraju.
Przed 10 mieliśmy jedyny dziś bo sobota, autobus po Puerto Piramides, które leży na terenie parku na Półwyspie Valdes. Mieszkają tu kolonie lwów morskich, słoni morskich, pingwinów. Ale największą atrakcją są wieloryby, które przebywają w wodach Atlantyku, w pobliskich zatokach przez kilka miesięcy w roku. Po półwyspie trudno jest się poruszać, bo nie ma transportu publicznego, jest tylko dojazd do Piramides i tyle.
Po drodze musieliśmy zakupić bilety wstępu do parku.
Po niespełna 2 godzinach dojechalismy do Puerto Piramides, zaraz obok przystanku autobusowego ( dworca w budowie) znajdował się miejski kamping. Wyglądało jakby był zamknięty ale udało nam się wejść. Na miejscu było kilka rodzin miejscowych, z nami doszły dwie pary z Niemiec. Klimat mocno argentyński, otoczenie trochę zaniedbane i brudne, ale łazienki o dziwo czyste. Prysznice nie działały, zimna woda była w niektórych kranach... Taki miejski kemping. Trochę szkoda że tak marnują potencjał tego miejsca, tym bardziej że kemping leży przy samym oceanie i jest oddzielony od plaży tylko wydmą. Byliśmy zaskoczeni że jest aż tak ciepło i pierwsze co zrobiliśmy to wskoczyliśmy w sandały. Teraz to dopiero czujemy że są wakacje. Mamy słońce, plażę i jest bardzo ciepło. Przyjechaliśmy z południa, zahartowani przez góry i nam teraz ciepło jest, aż za bardzo...
Rozbiliśmy namiot, zrobiliśmy obiad i poszliśmy do "centrum" składającego się dosłownie z dwóch krótkich ulic. Wszystko tutaj kręci się wokół wielorybów. Na każdym szyldzie że sklepu, knajpy jest rysunek ogona wieloryba. Na miejscu jest kilka agencji które oferują rejsy na ocean. W jednej z nich kupiliśmy rejs na dziś, bo straszyli nas że jutro ma wiać i mogą nie popłynąć.
Każdy dostał kamizelkę ( niedbale założoną przez obsługę) i w drogę. Łódka nie była bardzo zapakowana, więc każdy miał miejsce przy burcie. Przepłynęliśmy parę minut w stronę zatoki i już były wieloryby. To naprawdę wielkie emocje kiedy można oglądać dzikie zwierzęta w swoim naturalnym środowisku. Półwysep Valdes to najlepsze miejsce na świecie do zobaczenia wielorybów, co rok od września do połowy grudnia około 500 wielorybów przebywa tutaj, rodzi swoje dzieci, a potem wypływa na ocean. Wieloryby wydają dziwne dźwięki, puszczają fontanny wody, nie boją się łodzi, niemal ocierają się o nią. Są naprawdę na wyciągnięcie ręki. Są wielkie, niesamowite, niespotykane, kompletnie inne od wszystkich zwierząt które do tej pory widzieliśmy. Bardzo cieszymy się że mogliśmy wreszcie zobaczyć je, bo od kilku lat pojawialiśmy się na ich szlaku np. w RPA, ale w nieodpowiednim terminie. Wszyscy ludzie na łodzi byli zachwyceni i każde podpłynięcie wieloryba wywoływało nasz zachwyt i cichutkie okrzyki "łał". Nie wiedziałam czy robić zdjęcia, czy patrzeć na te cuda natury. Każdy chciał zrobić zdjęcie ogona wieloryba, ale wcale nie było to takie łatwe. Widzieliśmy już kilka ogonów innych zwierząt ale ten ogon, płetwa była najbardziej pożądana że wszystkich. Co chwila pojawiała się matka z dzieckiem, a my i inni pasażerowie zbieraliśmy szczęki z pokładu... Zawsze taka wycieczka jest za krótka i tak też było tym razem... Po półtorej godzinie wróciliśmy na brzeg. Na bramie do kampingu było napisane ze jest nieczynny choć przecież są tam ludzie. Gdybyśmy teraz przyjechali to chyba byśmy tu nie weszli...
Niestety na kampingu okazało się że obok nas rozbiła się duża, już imprezująca rodzina z bumboxem... oczywiście muza leciała ile fabryka dała... Uhu, zapowiada się nocka z głowy. Trochę się wkurzyliśmy, uznaliśmy że nic nie da zwracanie im uwagi i że trzeba zmienić miejsce. Przenieśliśmy wszystkie graty na drugi koniec kampingu, zainwestowaliśmy w spokój duszy i bezstresową noc. Potem zrobiliśmy kolację i zalegliśmy w śpiworach. Na dobranoc musieliśmy pooglądać filmy z rejsu, aby jeszcze raz popatrzeć na wieloryby. To wspaniałe uczucie kiedy można zachwycić się przyrodą. Ciągle mamy to w sobie...
Info:
Bilety do Buenos Aires to 1500 pesos ( po targowaniu, tym razem się udało) tj 86 US$ za osobę
Bilet do parku 415 pesos tj 24US$ za osobę
Rejs do wielorybów -80 US $ za osobę