Życie w Urugwaju płynie wolniej, wolniej płyniemy i my, na fali naszej podróży. Dziś był dzień przeznaczony na plażowanie. Po śniadaniu poszliśmy pochodzić, posiedzieć, pooglądać, pospacerować, poleniuchować... Jeden brzeg półwyspu to otwarty ocean, więc nie dało się za długo wytrzymać tam na plaży. Wiatr sprowadził nas do niskiego parteru... schowaliśmy się za wielkim głazem, leżeliśmy i cieszyliśmy się słońcem. Nie jest tu jeszcze szczyt sezonu (niby zaczyna się po 15 grudnia) więc wszędzie jest pusto. Po południu poszliśmy na drugi brzeg półwyspu, spokojniejszy. Wiatr był tam mniejszy i mieliśmy większą przyjemność ze spacerowania. Później jeszcze pozwiedzalismy okoliczne uliczki z latarnią, starym kościołem, portem... Nie ma tu nic szczególnego - kurort z dziesiątkami wielkich hoteli, knajpy, sklepy i oczywiście ocean. Dziś nic nie musimy i bardzo nam się to podoba, nigdzie się nie śpieszymy i jest to bardzo miłe. Czasami fajnie po prostu nie mieć planu.