Pechowo spędziliśmy trzy godziny dłużej w autobusie, ponieważ w Concordi autobus miał awarię i czekaliśmy na mechanika. Na szczęście sama podróż minęła wyjątkowo wygodnie, bo mieliśmy siedzenia typu cama, były kocyki, poduszki, a nawet dwa posiłki (w tym jeden gorący normalnie jak w samolocie). Hmm.. transport zawsze będzie tu loterią.
Na szczęście mieliśmy już zakupiony nocleg, zrezygnowaliśmy z kampingu, bo był zbyt daleko od centrum. Straciliśmy dziś trochę z dnia z powodu opóźnienia, za to zrobiliśmy duuuże pranie, kąpanie... Zjedliśmy obiad w peruwiańskiej knajpce (wreszcie coś innego). Potem kupiliśmy bilety do Mendozy ( za 3500/os. tj. ok 200$, ale za to będziemy jechać 36 godzin!). Najważniejsze przy takich długich podróżach to mieć dobrą książkę... My mamy Kindle, więc literatury mamy tu całą "szafę" w wersji elektronicznej oczywiście.
Nim obrobilismy się ze wszystkim, to było już za późno aby jechać gdzieś dalej, zresztą nasza forma była dziś jakaś słaba. Na dodatek po południu popsuła się pogoda i przeszło kilka ulew. Nie mając wpływu na pogodę wybraliśmy posiadówkę na naszym balkonie.
Jak się okazało to przyjechaliśmy w kompletnie inna bajkę. Upał, dżungla, nad głowami latają papugi... A my przecież w plecakach mamy te nasze barchany, rękawice, czapki... Trochę zróżnicowany ten nasz wyjazd. Bardzo lubię te klimaty... Czerwony kolor ziemi, kakofonię dźwięków o wschodzie i zachodzie słońca, agresywne kolory przyrody...