Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Jamajka, Kajmany, Kuba, Meksyk 2018    Cienfuegos
Zwiń mapę
2019
01
sty

Cienfuegos

 
Kuba
Kuba, Cienfuegos
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10669 km
 
Kubańczycy długo i głośno świętowali Nowy Rok, co wcale nas nie dziwi. W kilku okolicznych domach muzyka grała naprawdę bardzo głośno. Już w nocy wiedzieliśmy, że zakup biletów na pierwszego, to był zły pomysł... Rano udało się jakoś wstać i pójść na autobus. Znowu mieliśmy wykupiony przejazd w Cabanacan (odpowiednik Viazula, ale ma mniejszą siatkę połączeń). W dużym autobusie jechaliśmy raptem w 10 osób.
Kilka słów na temat transportu. Turyści mogą jeździć przewoźnikami Viazul i Cabanacan, taxi colectivo (kilka osób w taxi), taxi, rower (można wypożyczyć), zaprzęg konny (popularny w małych miejscowościach), konno.
Kubańczycy mogą poruszać się autobusami linii prowincjonalnych lub ciężarówkami przystosowanymi do przewozu ludzi, tzw. cammiones. Ceny biletów są w CUP, turyści (jeszcze) nie mogą nimi jeździć. Standart jest o wiele niższy.
Generalnie nie ma problemu aby poruszać się pomiędzy większymi czy znanym miejscowościami. Gorzej jest dojechać do mniej popularnego miejsca.
W trakcie drogi do Cienfuego zatrzymaliśmy sie na postój w jakiejś restauracji. Szczerze mówiąc to byliśmy zaszokowani cenami które zobaczyliśmy. Kanapka z chleba tostowego 4 CUC (czyli 4 US$), Obiad na zasadzie bufetu 12CUC. Dla zasady nie skorzystaliśmy, bo uważamy że była to po prostu przesada, testowanie turystów, jak dużo są w stanie zapłacić. Generalnie z cenami to jest tutaj niezły bałagan. Po pierwsze dlatego, że są dwie waluty, po drugie wszystko zależy od miejsca, przykładowo gdzieś w centrum miasta kawa kosztuje 2CUC, a ulicę obok zapłaciliśmy 0,25 CUC... Ceny wody mineralnej wachaja się pomiędzy 0,7 CUC do 2 CUC (nigdy nie przypuszczaliśmy że będziemy płacić aż 2 US$ za wodę na Kubie).
Do Cienfuego dojechaliśmy wczesnym popołudniem. Wysiedliśmy w centrum miasta i na tej samej ulicy znaleźliśmy nocleg. Udało nam się wynegocjować 15 CUC za nocleg. Dodatkowo zamówiliśmy śniadanie, po 5 CUC za osobę.
W casach widzimy, jak bardzo ludzie starają się, kiedy pracują na swoim biznesie. Dziś mamy ciemny pokój ale za to świeżo zrobioną łazienkę, wszystko błyszczy i lśni. Obok mamy też wielki zadaszony taras. Starsi Kubańczycy kompletnie nie mówią po angielsku, ale młode pokolenie próbuje się z nami dogadać, znają podstawowe słowa i zwroty. Świat na Kubie się zmienia, każdego dnia.
Całe popołudnie chodziliśmy po Cienfuego. Ładne, czyste, senne miasteczko nad oceanem. Tutaj też znajduje się Malecon, czyli nadbrzeżny bulwar biegnący wzdłuż zatoki. Po drodze mijamy wiele barów z piwem i rumem, a w nich Kubańczyków, nadal świętujących Nowy Rok. W barach często ceny są podane w CUP. Piwo z nalewaka kosztowało 6 CUP tj. około 84 grosze... Ceny alkoholu są stałe. Nie jest ważne czy chcesz kupić butelkę rumu w sklepie, czy w barze, cena zawsze będzie ta sama i będzie stosunkowo niska. Musimy przyznać, że jak na tak łatwą dostępność alkoholu i niskie ceny, to nie widzimy tu pijanych ludzi na ulicy. Ludzie siedzą w barach, piją alkohol, ale jest pełny kultur. W barach serwowane są drinki w bardzo różnych cenach (od 1CUC do 3CUC). My nie potrafimy im się oprzeć, zwłaszcza gorącym wieczorem. Wszystko oczywiście smakuje tutaj wybornie: mojito, pina colada, daikiri, cuba libre, canchanchara i dziesiątki innych mniej lub bardziej lokalnych i popularnych....
Samo centrum Cienfuegos jest bardzo urocze. Piękny rynek, ładne budynki które są pozostałością po Francuzach. Był tu ważny ośrodek handlu i produkcji trzciną cukrową i od razu widać, że mieszkali tu bardzo bogaci ludzie. Na głównym deptaku miasta jest radiowęzeł, przez który są nadawane audycje radiowe, podawana jest aktualna godzina. Wszystko wokół przypominało nam bardzo scenografię filmu “Nie lubię poniedziałku”.
Dziś zaszliśmy też do lodziarni. Lody są bardzo popularne wśród Kubańczyków i są mega tanie. Lodziarnia to była ciemna wielka hala ze stolikami, przy których siedzieli ludzie. Klimat jakiś nam znany jeszcze z komuny. Panie w niezbyt czystych fartuchach przyjmowały zamówienia. Ludzie brali lody na wynos do garnków, butelek, termosów. My zamówiliśmy deser w pucharku, choć zamówiliśmy cos innego, to dostaliśmy to samo... oj, poligloci to my nie jesteśmy, o nie. Deser składał się z dwóch gałek smacznych, ale bardzo słodkich lodów, bitej śmietany, łyżeczki marmolady, plasterka owocu... Lody kosztowały 3 CUP czyli jakieś 42 grosze za jeden pucharek...
Po zachodzie słońca siedzimy jeszcze do późna na tarasie. Kuba bardzo nam się podoba i cieszymy się, że tu jesteśmy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Dzięcioł
Dzięcioł - 2019-01-13 08:28
Mojito, lody i radio.. Mogłabym tak żyć
 
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017