Dziś w planach mieliśmy wyjazd na plażę, ale pogoda spłatała nam psikusa. Od rana było duże zachmurzenie, nawet pokropił deszcz. Robiliśmy dwa podejścia na autobus do Ancon, ale w rezultacie zrezygnowaliśmy. Uznaliśmy że dziś nadrabiamy zaległości, szeroko rozumiane.... Pranie, pamiętnik, książki, dalszy plan podróży. W rezultacie cały dzień mieliśmy pełne ręce roboty, nie ruszając się z La Boca. Byliśmy jedynie, w dobrze znanej sobie knajpce, na obiedzie na końcu wioski.
Dziś znowu strasznie pogryzły nas tzw. pchły piaskowe ( pewnie z powodu braku słońca). Najgorsze jest to, że ugryzienia zostają na długo i w najmniej oczekiwanym momencie zaczynają swędzieć jak cholera. Jak się drapać, to swędzi jeszcze bardziej, powstają rany, a potem blizny.... Cieszymy się że nie mieszkamy na samej plaży, bo meszki zjadłyby nas żywcem. U naszych dziadków na szczęście jest trochę spokojniej, ale i tak prawie wyglądamy jakbyśmy mieli ospę.
Musimy przyznać, że Kuba i tak jest bardzo przyjazna jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju insekty, czy jak kto woli, robaki. Ani razu nie widzieliśmy karaluchów, komary są, ale nie piją do ostatniej kropli krwi i nie przenoszą jakiś strasznych chorób, pająków ani węży nie spotkaliśmy....
Po południu nasz gospodarz przyniósł nam kawę, przyszedł trochę porozmawiać... Wcześniej żałowaliśmy, że nie dostaliśmy biletów na północ, ale dziś nie mamy już z tym problemu. La Boca i nasi gospodarze dali nam dużo radości...