Dwa tysiące kilometrów na zachód i dwa tysiące metrów npm. Jesteśmy w stolicy Meksyku..
Ale po kolei. Dziś mieliśmy dzień w drodze. Bez problemu dotarliśmy na lotnisko w Santa Clara. Trochę baliśmy się jakie to jest lotnisko, ale okazało się, że nie jest najgorzej. Lotnisko jest małe i skromne, na ekranach informacyjnych widać wiele połączeń z Kanadą, więc nie jest źle. Żegnamy Kubę...
Po lądowaniu odprawa paszportowa idzie szybko i z uśmiechem. Przy odbiorze bagażu widzimy że każdy bagaż jest obwąchiwany przez psa. Co jakiś czas wskazuje jakąś torbę czy walizę, a Pani celniczka nakleja jaskrawą nalepkę. Możemy się tylko domyślać co będzie dalej. Nasze bagaże nie interesują pieska ;). Wymieniamy pieniądze na lotnisku, bo jest dobry kurs. Na samej hali jest kilkadziesiąt punktów wymiany... Na lotnisku bierzemy taxi yellow (płaci się w okienku i dostaje voucher) aby bezpiecznie dojechać do centrum, można oczywiście taniej metrem, ale tym razem stwierdziliśmy że nie warto. Z okien taksówki widzimy że miasto jest wielkie, czuć bijącą z niego energię, wszędzie tłoczno i głośno. To kompletnie inne odczucia niż mieliśmy na Kubie trzy godziny wcześniej.
Mieliśmy zarezerwowany nocleg w hotelu Manolo, w miarę w centrum, blisko metra. Jak się okazało był to dobry wybór ze względu na lokalizację jak i standart, no i ciszę.
Po zameldowaniu zrobił się wieczór. Poszliśmy na miasto na spacer, ale przede wszystkim aby coś zjeść. Oczywiście na ulicach jest mnóstwo jedzenia sprzedawanego z prowizorycznych wózków, garnków, punktów. Zaczynamy meksykańską ucztę - tacosy, tortille, espanady... jest w czym wybrać i co zjeść. Ceny są bardzo przystępne, wybór duży - z głodu na pewno nie umrzemy. Adrian obawia się że przytyjemy ;)
1US$-18,5 pesos - kurs na lotnisku
10pesos- ok. 2 zł
Nocleg 400
Przelot SNU-MEX - 948 pln/osoba z bagażem rejestrowanym