W Oaxaca, jak w każdej miejscowości turystycznej można kupić wycieczkę. My generalnie nie lubimy organizowanych przejazdów (choć czasami zdarza nam sie kupić), więc uznaliśmy że robimy sami wypad w okoliczne góry. Prawda jest taka, że taki wyjazd kosztuje mniej pieniędzy, ale kosztuje więcej czasu i zaangażowania. Celem naszego wyjazdu było Hierva el aqua, czyli dziwny wodospad...
Autobusem pojechaliśmy do Mitli, a potem złapaliśmy colectivo do Hierva. Tym razem colectivo to samochód z paką, z ławeczkami do którego wchodzi 12 osób. Nasz kierowca był bardzo przebiegły i zapakował 14 osób... Droga prowadziła najpierw przez wioski, a potem przez góry. Niestety auto było zbyt przeciążone i nie mogliśmy podjechać pod jedną górę, ani pod kolejną górę... dwa razy wysiadaliśmy na ostrych podjazdach. Szczerze mówiąc, to juz zwątpiliśmy w sukces i szanse na dojechanie. Jednak po ponad godzinie udało nam sie dotrzeć.
Hierve el aqua, to szczyt góry z którego wypływa woda, tworzac kolorowe oczka wodne. Woda jest tu wysoko zmineralizowana. Podczas spływania ze szczytu woda paruje, a z minerałów tworzą się nacieki-smugi, które sprawiają wrażenie wodospadu. Miejsce to jest ciekawe i wyjątkowe. Pochodziliśmy po okolicy, zobaczyliśmy wododspad z góry i z dołu. Wiatr wytargał nas na wszystkie strony.
Niestety, na powrót musieliśmy czekać ponad godzinę, aż do uzbierania się kompletu na pace. Tym razem jechaliśmy krócej i sprawniej.
W Mitli poszliśmy na spacer po rynku, a potem pojechaliśmy do kolejnej wioski, miasteczka Tlacolula, w której w każdą niedzielę odbywa się targ. Znowu wzięlismy colectivo, tym razem osobowe. Nie było problemu, aby jechać w 6 osób (3 z przodu i 3 z tyłu). W miasteczku zaszaleliśmy z jedzeniem, co chwilę cos próbowaliśmy, na coś mieliśmy ochote. Całe centrum miasta to jeden wielki rynek, na którym można było kupić chyba wszystko.
W okolicy produkuje się mezcal, lokalny alkohol. Każda tequila jest mezcalem ale nie każdy mezcal jest tequilą. Alkohole te wytwarza się z innych części agawy. Nie jesteśmy fanami tequili, bo zawsze boli nas po niej głowa. Na rynku spróbowaliśmy mezcala i nie był zły. Podaje się go z czerwoną solą i kawałkiem pomarańczy. Piliśmy też pulque - sfermentowany napój z agawy, bardzo orzeźwiający, lekko gazowany. I to jest nasz faworyt (obok chorczaty) w Meksyku.
Wrócilismy autobusem do Oaxaki poźnym popołudniem. Ja musiałam jeszcze zjeść mole negro.... znowu poszwędaliśmy sie po mieście.
Wieczorem przeprowadziliśmy małą degustacje mezcala w naszym hotelu.