Z samego rana jedziemy do Meridy. Nie zatrzymujemy się tam na dłużej, bo to duże miasto i nie mamy chęci aby je zwiedzać. Wsiadamy do kolejnego autobusu i późnym popołudniem docieramy do Valladolid.
Miasteczko jest na trasie do zwiedzania ruin Chichen Itza (nie wybieramy się). W okolicy znajduje się też wiele cenot. Cenoty to wypełnione wodą jeziorka, jaskinie, tunele. Nie zawsze posiadają one lustro wodne widoczne na powierzchni. Na Jukatanie występuje dużo cenotów i są one bardzo popularne wśród turystów. Jedna z cenot znajduje się w samym centrum miasta. Byliśmy tam późnym popołudniem, kiedy nie świeciło już mocno słońce i przez to woda nie była krystalicznie niebieska (a może i nie jest wcale?). Podsumowując, jest to fajna atrakcja, tym bardziej, że do oceanu daleko....
Serce miasta to rynek przy pięknej katedrze. Co chwilę pojawiają się kolejne autobusy z turystami z Cancun. Lokalni mieszkańcy robią co mogą aby zarobić pieniądze... tańczą, przebierają się, handlują... dla każdego coś dobrego.
Ceny pamiątek stają się masakrycznie drogie, w porównaniu do poprzednich miejsc które odwiedziliśmy. Ceny jedzenia i owoców są do przyjęcia.
Valladolid to wciąż jeszcze całkiem przyjemna i cicha miejscowość w klimacie meksykańskim, mimo że na Jukatanie...