Nie było to nasze pierwsze trzęsienie ziemi, ale na pewno było najmocniejsze. W nocy obudziło nas ruszające się łóżko, które telepało się na wszystkie strony, a my razem z nim. Było to przerażające, bo wyrwani ze snu, nie od razu skojarzyliśmy co się dzieje... Duchy, sąsiedzi, czy co? Po chwili dotarło do nas że cały budynek się rusza.. Trzęsienie ziemi! Ludzie zaczęli wychodzić przed hotel, bo nikt nie widział co będzie dalej, część gości zaczęła nawet wyjeżdżać. My wyszliśmy też na zewnątrz, sprawdziliśmy czy szyby całe i budynek nie popękany, postaliśmy trochę i uznaliśmy że wracamy bo wszystko się uspokoiło, a i tak nie mamy wpływu na siły natury. Rano przeczytaliśmy w necie, że trzęsienie ziemi miało 5,9 stopnia i epicentrum było kilkadziesiąt kilometrów od nas, w regionie w którym jesteśmy. Przeżyliśmy już trzęsienia w Birmie i Salwadorze, ale to dzisiejsze było najmocniejsze.
Kolejny poranek z piaskiem w oczach, a przecież do pustyni dalej daleko.
Ruszyliśmy w stronę Ardabil, przez malowniczą drogę przez góry, przy granicy z Azerbejdżanem. Monumentalne góry, porośnięte drzewami, które powoli zmieniają swoje kolory na jesienne. Po drodze zajechaliśmy pod Heyran, aby wjechać kolejką gondolową na szczyt góry z której widać było ośnieżony wulkan, pasmo gór wokół i morze. Nie były to może spektakularne widoki, ale my bawiliśmy się dobrze.
Krótko po południu dojechaliśmy do Ardabil, aby zwiedzić Mauzoleum Safiego ad-Dina (mistyk, założyciel zakonu, protoplasta rodu z którego pochodzili władcy z dynastii Safawidów). Na mauzoleum składa się kilka części m.in grobowiec, dom chiński - wystawiona jest tam stara chińska porcelana, dom lamp, muzeum, ruiny... Jest to przepiękny kompleks, odrestaurowany z wielką starannością i wart polecenia i zwiedzenia. Mozaiki na ścianach po prostu zachwycają.
Pokręciliśmy się po mieście, porozmawialiśmy ze starszym panem o życiu i świecie. Przy okazji korzystając z jego zaproszenia na lokalny deser do jego kawiarni. Generalnie język angielski jest tu mało przydatny, posługują się nim głównie starsze osoby, które zdążyły się go nauczyć przed rewolucją, czyli 40 lat temu. Młodzi ludzie, generalnie nie mówią po angielsku, posługują się tylko perskim językiem.
I znowu ruszyliśmy w dalszą drogę, do Tebriz dotarliśmy wieczorem, znaleźliśmy hotel w centrum, zjedliśmy kolację na mieście i zalegliśmy. Cały dzień myśleliśmy o trzęsieniu ziemi... To takie irracjonalne uczucie, zwłaszcza dla nas, przybyszów z Europy, a przecież zginęli ludzie, zostali ranni.. w hotelu dowiedzieliśmy się że po południu były jeszcze wstrząsy wtórne (4,7) ale my tego nie odczuliśmy bo jechaliśmy samochodem. Długi dzień dziś za nami.