Rano poszliśmy zwiedzać perski zamek- twierdzę Falak ol Aflak. Jest on usytuowany na wzgórzu w centrum miasta. Byliśmy zaskoczeni że jest zachowany w tak dobrym stanie. Zamek-forteca otoczony jest warownymi murami (na które nie można niestety wchodzić) i ma dwa dziedzińce. W środku jest muzeum z eksponatami i z dioramami ukazującymi życie codzienne tutejszych ludów wędrownych. Całe to miejsce nam się podobało, wszystko było ciekawie pokazane, aż miło było pozwiedzać, bilet - 800.000R
Następny punkt dzisiejszego programu to Darreh Khazineh - Kanion nad rzeką Seymareh. Trudno było znaleźć szczegóły dojazdu w to miejsce, a jeszcze trudniej było tam trafić. Udało nam się dojechać i było warto szukać bo widoki były powalające. Niestety, spektakularny most linowy został zerwany i nie można już z niego skorzystać. Jak to mówili klasycy „bunkrów nie ma, ale i tak jest jedwabiście...”
Pokręciliśmy się jeszcze po okolicy, porobiliśmy zdjęcia i ruszyliśmy w dalszą drogę (częściowo powrotną).
Jesteśmy teraz w ostanie Lorestan i musimy przyznać, że jest to najbardziej malownicza kraina przez którą do tej pory przejeżdżaliśmy. Dziesiątki kilometrów gór i nieograniczonych przestrzeni... Surowa przyroda, górska pustynia, prawie nie zamieszkana przez ludzi.
Już po zmroku dotarliśmy do Aligudarz. Szukaliśmy noclegu wg mapsme. okazało się, że hotel już nie istnieje, a w całej dzielnicy nie było prądu, więc chwilkę kluczyliśmy uliczkami w totalnej ciemności. Trzeba przyznać że wszelkie aplikacje w telefonach ułatwiają życie, ciężko by było poruszać się tu z samą mapą. W końcu znaleźliśmy inny hotel, na ulicach był prąd i poczucie normalności. Kolejny dzień pełen wrażeń za nami.
Acha, w dzień jest ciepło (koło 20 stopni), ale wg prognozy dziś w nocy ma być -8! Zobaczymy...