Droga zleciała nam bez większych problemów, nie mieliśmy dużego korka na wjeździe do centrum, choć Isfahan to trzecie co do wielkości miasto w Iranie. Na miejscu okazało się, że poszukiwany przez nas pensjonat nie istnieje. W rezultacie znaleźliśmy bardzo fajny hotel, kilka kroków od głównego placu.
Plac Naqsz e Dżahan - plac Imama (kiedyś, przed rewolucją plac Szacha) to jeden z największych placów na świecie. Obecnie kwitnie tu życie towarzyskie Irańczyków, można przejechać się dorożką, zrobić piknik, pospacerować po okolicy lub zrobić zakupy na bazarze obok. Plac otacza arkadowa zabudowa, która bardzo przypomina krakowskie sukiennice, tylko że jest większa o jakieś 10-15 razy. Miejsce ma swój klimat, chociaż my spodziewaliśmy się, że będzie jeszcze większy. Na placu znajduje się piękna fontanna, Meczet Imama, meczet Lorfollaha, pałac Ali Qapu, który dziś udało nam się zwiedzić. Szczególnie podobał nam się widok na plac z dużego tarasu, tym bardziej że słońce już zachodziło i mieliśmy je za plecami, a tym samym mieliśmy pięknie oświetlony jeden z meczetów. Ciekawa do zobaczenia jest Sala Tronowa z ładnymi freskami i Sala Muzyczna z doskonała akustyką. Prawdopodobnie została wytłumiona aby mogły przesiadywać tam kobiety z haremu, a ich śpiew nie był słyszalny na zewnątrz (a było tych kobiet 250...).
Obok placu znajduje się wspomniany już bazar, z krętymi uliczkami, setkami sklepików i kramów. Pół godziny drogi znajduje się kolejny bazar -Bazar Qejsarije, z mniejszym placem, który obecnie jest w remoncie i trudno się po nim poruszać. W bazar, dosłownie wtopiony jest meczet Piątkowy (Wielki), ale nie mogliśmy już do niego wejść, bo było za późno, spróbujemy więc jutro.
Wieczorem wróciliśmy do hotelu i tak zleciał nam cały dzień.
Wiele osób z Polski pyta nas czy czujemy się tu bezpiecznie, jak jest w Iranie? Otóż jest tutaj bardzo bezpiecznie (odpukać), nie mieliśmy do tej pory ani jednej sytuacji która byłaby dla nas nerwowa. Ludzie są bardzo życzliwi, uczynni i pomocni, ciekawi nas i Europy,a przede wszystkim uczciwi. Nie ma tu brudu i smrodu typowego dla Azji. Nie widać ludzi którzy żebrzą, po ulicach jeżdżą dobrej i średniej klasy samochody, mało jest tzw. trupów. Wiemy że jest rozwarstwienie społeczne, ale nie widać skrajnej biedy, którą już nie raz widzieliśmy. Wiadomo, że na prowincji poziom życia jest niższy i jest brudniej (torebki foliowe i jakieś gruzy). W głowach mamy mnóstwo stereotypów, które kreują nasze wyobrażenia o świecie i ludziach, a wcale nie są one zgodne z prawdą. I właśnie Iran jest tego 100% przykładem. Jest to rozwinięty kraj, z wielkim przemysłem, rozwiniętym rolnictwem, nowoczesnymi miastami, elektroniką na każdym kroku, wysoką kultura ludzi, nie ma tu terrorystów na każdym rogu i biedy. Uważam że jest to jeden z ciekawszych krajów do podróżowania.
Osobiście przeszkadza mi najbardziej sposób traktowania kotów i psów przez Irańczyków. Niestety psy są pogardzane i wyklęte i jest o tym mowa w Koranie. Wręcz nie powinno się trzymać psów w domu, bo przez to traci się w oczach Allacha... Wyzwanie kogoś „ty psie” jest najgorszą obelgą, ślina psa jest brudna i po kontakcie z nią trzeba dokonać oblucji... i to wszystko a nawet jeszcze więcej, o czym nie piszę, składa się na stosunek ludzi do psów - bardzo zły stosunek. Psy spotykamy tylko na obrzeżach miast i wiosek, zawsze chude, wystraszone, wręcz czołgające się. Odnoszę wrażenie, że psy niszczy się tutaj jak jakieś zło. Niestety wiem, że nic nie jest w stanie tego zmienić. Jednak jak pomyślę sobie jak mądre są to zwierzęta, jak dużo rozumieją, jak ważne miejsce zajmują w naszej kulturze, to tym bardziej to wszystko przeżywam. W naszej kulturze traktujemy psy i koty jak członków rodziny, dbamy o nie i kochamy. I nie wstydzimy się tego tak nazywać. Tutaj nie ma takiego pojęcia... A dodatkowo psy można wykorzystać do celów pasterskich czy ratowniczych.
Koty są w tej dobrej sytuacji, że nie tępi się ich, ale chyba traktuje się je jak wiewiórki lub gołębie, czyli istotki które żyją w parkach, na kawałkach skwerów w środku miasta. W stosunku do kotów widzieliśmy pewne oznaki sympatii, chociaż życia nie ułatwia im się. Allach lubił koty...
Na dzień dzisiejszy rzeźnik jest regularnie odwiedzanym sklepem przez nas i wywołujemy tam niemałe poruszenie kiedy kupujemy wątróbkę lub szyjki drobiowe. Chociaż tyle możemy zrobić, tylko tyle... Bardzo wiele nas łączy z Irańczykami, ale też bardzo dużo dzieli..
Niestety, niejednokrotnie podczas naszych podróży przekonałam się o tym, że tradycja nie zawsze potrafi znaleźć godne miejsce w obecnym świecie, odczuwaniu empatii czy poczuciu dobra... Przykład traktowania psów w islamie, obrzezania dziewczynek w niektórych kulturach czy wydawania za mąż zaledwie kilkuletnich dzieci nie pasuje do naszego świata... I niech nikt nie mówi mi tutaj o tradycji!