Długa droga dziś za nami. Udało nam się bez problemów (tj. bez korków) wyjechać rano z miasta i dojechać do słynnego Persepolis, najsłynniejszych ruin starożytnej Persji. Teren na którym znajdują się ruiny jest bardzo rozległy, wiele eksponatów jest bardzo poniszczonych, ale wszystko i tak robi wielkie wrażenie. Reliefy, grobowiec, kolumny, ruiny pałacu... kiedy pomyśli się, że to wszystko ma po kilka tysięcy lat, zostało wykonane prymitywnymi narzędziami, to trzeba mieć do tego wielki szacunek.
W ostrym, ale nie upalnym słońcu pochodziliśmy po ruinach. Na miejscu było bardzo wielu Irańczyków, bo przecież dziś piątek (nasza niedziela, a w dodatku jeszcze święto), więc kto może rusza za miasto aby piknikować i spędzić czas na świeżym powietrzu. To akurat bardzo nam się podoba, choć sam styl to już mniej, bo koc kładzie się gdziekolwiek: przy autostradzie, pośród śmieci, na kawałku betonu... Kilka kilometrów przed Persepolis zajechaliśmy do Naqsz-e Rostan, gdzie wysoko w skale wykute są groby czterech Achemenidów, bardzo dobrze widać je z parkingu - więc jest tu do rozważenia opcja nie kupowania biletu za 500.000R.
Późnym popołudniem dojechaliśmy do Shiraz. Pierwszy raz śpimy w tak turystycznym hotelu o nazwie „Niayesh Boutique Hotel” , coś na miarę hostelu na wysokim poziomie. Na miejscu jest pralnia, można wykupić wycieczki, uczestniczyć w wieczorku muzycznym itd itd... „Wreszcie” spotkaliśmy innych turystów z Europy i Azji. Prawdopodobnie nocleg ten jest opisany w przewodniku „lonley planet” bo zbyt wielu tu białasów i żółtych. My trafiliśmy tutaj, bo pasował nam dojazd i można łatwo dość na piechotę do głównych atrakcji miasta.
Wieczorem poszliśmy się jeszcze przejść po mieście, ale trochę opadliśmy z sił, nie udało nam się znaleźć nic sensownego do jedzenia (święto przecież), więc wróciliśmy do hotelu i zjedliśmy w restauracji specjały kuchni regionalnej. Adrian miał pulpety z rodzynkami w zielonym sosie, a ja pastę z bakłażana i papryki. Na szczęście były zdjęcia i opisy po angielsku, bo czasami zamawianie przypomina ruletkę, trafi się albo nie, tym bardziej że wszystko napisane w robaczkach, a one takie do siebie podobne... Na samym początku nauczyliśmy się cyfr, głównie ćwicząc na tablicach rejestracyjnych podczas jazdy. Na pewno w minimalnym stopniu ułatwia to życie, ale i tak waluta w tomanach i rialach dodatkowo lekko wszystko komplikuje...
Próbujemy zapamiętywać napisy po persku, ale wcale nam to nie wychodzi. Chciałabym chociaż zapamiętać „toaleta damska” bo nie zawsze są ikonki postaci, ale jeszcze się nie nauczyłam...