Zerwaliśmy się wcześnie rano, aby zobaczyć Różowy meczet czyli Nasir al-Molka. To najpiękniejszy i najbardziej fotografowany meczet w Iranie. Z rana, kiedy wstaje słońce promienie słońca przebijają się przez witraże i tworzą niepowtarzalną grę świateł i kolorów. Bardzo ładne są wykończenia ścian w kaflach, głównie z motywem róży. Według nas powinien to być meczet różany. Najlepiej być krótko po otwarciu, ponieważ nie ma jeszcze zbyt wielu turystów. Niestety, jest to obowiązkowe miejsce na trasie turystyki zorganizowanej, więc wpada nagle wycieczka i robi tłum. A jak tylko to jest jakaś Korea lub Japonia, to koniec świata i robienia zdjęć. Sprzętowcy zajmują cały teren. My męczyliśmy się z Włochami dzisiaj, bo młode panny długo pozowały (a raczej prężyły) do zdjęć (choć nie można w tym meczecie pozować). Według nas to najładniejszy meczet w którym do tej pory byliśmy.
Po drodze zaszliśmy do Meczetu Vakil. Ładny, duży meczet bez tłumu zwiedzających. Na ścianach ładne wykończenia w kaflach, z motywami roślinnymi i między innymi z różami.
W środku trwały prace remontowe, więc szybko uciekliśmy. Chyba tu nie dotarło rozporządzenie o zmianie cen biletów bo zapłaciliśmy po 200.000R.
Na koniec zostawiliśmy sobie wyjątkowy meczet, tzw. lusterkowy czyli Ali Ibn Hamzeh Holy Shrine. Jest to meczet cały wyłożony kawałkami lustra. Robi to naprawdę spektakularne wrażenie. Na dodatek nie jest wpisany na listy wycieczek, więc nie było turystów na miejscu, nie płaciliśmy też za wstęp, ale zwiedzaliśmy go osobno - ja w części dla kobiet, a Adrian dla mężczyzn. W środku wszystko się mieni, jakbyśmy znaleźli się w kryształowej kuli. Kobiety które się modliły, rozmawiały w środku, były bardzo zainteresowane moim pojawieniem się. Zagadywały mnie, chciały oglądać moje zdjęcia. Czułam mega pozytywną energię, życzliwość i dobroć tych osób. To było doświadczenie lekko metafizyczne... Musiałam uciekać, bo Adrian był z drugiej strony i mógł się martwić, gdzie przepadłam.
Ruszyliśmy w dalszą drogę. Shiraz to miasto warte polecenia. Nie jest duże, smog nie zabija na dzień dobry. Wszystkie atrakcje są w okolicy i można do nich dojść spacerkiem. Niestety ceny robią się pod białasów, bo np. sok z granata podskoczył do 200 tyś Riali (do tej pory płaciliśmy góra100 tysi)
Kawałek za miastem jest wyschnięte słone jezioro z którego pozyskuje się sól. Zatrzymaliśmy się aby zjeść drugie śniadanie i porobić foty z Przytulasem (który na irańskim jedzeniu i wątróbce od rzeźnika trochę nam urósł ostatnio).
Na nocleg zatrzymaliśmy się w Darab. Jesteśmy bardzo mile zaskoczeni hotelem w którym się znaleźliśmy, bo za 2 miliony tomanów czyli około 70 zł mamy dwupokojowy apartament ze śniadaniem. Pokój to jedno, ale życzliwość personelu powaliła nas na kolana. Polecamy z całego serca hotel Nasghshshapour w Darab! Na dodatek z okazji naszego pobytu, flaga Polski została wyróżniona bo została ustawiona z przodu recepcji.
Wczoraj dotarła do nas wiadomość, że drastycznie zostały podniesione ceny paliwa w Iranie, aż o 50%. W rezultacie płacimy teraz 0,50 groszy za litr (przy obecnym kursie Euro). Zostały wprowadzone kolejne ograniczenia w zakupie. Teoretycznie pieniądze z podwyżki maja iść na potrzeby ubogich ;). Pod wieczór pojechaliśmy do centrum aby zatankować i faktycznie cena za litr skoczyła do 15000 a było 10000 (i nie udało nam się wlać więcej niż 30 litrów), przy okazji zaliczyliśmy rzeźnika i przyprawiliśmy sprzedawcę niemal o zawał serca... - białasy wykupują wątróbkę! Jutro czeka nas dalsza trasa na południe, więc wiemy, że będziemy spotykać zwierzęta i chcemy być przygotowani. W pokoju mamy lodówkę, więc zapasy możemy robić.
Jeszcze dwa słowa o noclegach w Iranie. Jesteśmy bardzo mile zaskoczeni poziomem usług. Jak do tej pory tylko raz wtopiliśmy z noclegiem, bo mieliśmy lekko śmierdzący pokój. Za 100 zł z łatwością można znaleźć pokój z własną łazienką, kosmetykami, herbatką, ręcznikami, WiFi i śniadaniem. I uwierzcie mi, tu jest bardzo czysto w pokojach. Nawet jak wystrój trąci myszką, lub raczej starym szachem,to jest naprawdę czysto. Tylko raz mieliśmy toaletę na narciarza, prawie zawsze była muszla. Jedyny minus to prysznic, który z reguły zalewa cała łazienkę, łącznie z kibelkiem. W łazience są zawsze osobne klapki na strefę brudną i osobne klapki w pokoju, czyli na strefę czystą. My oczywiście dziękujemy i korzystamy ze swoich klapek. Prawie zawsze w pokoju jest lodówka, a w niej mini barek! Oczywiście bezalkoholowy, czyli cukier w napojach i ciasteczkach. Próbowaliśmy już tutaj lokalnego piwa, które stylizowane jest na piwo prawdziwe. Smakuje jak oranżada, i tyle. Z piwem ma tylko wspólna etykietkę, nic poza tym.
Z napojów innych zapijamy się sokami z granatów i dough (słonawy jogurt o smaku lekko miętowym). Polecamy! Cena za 1,5 l - 68.000R
W bardziej turystycznych miejscach są tzw „tradicional house” czyli kwatery prywatne, ceny podobne jak w hotelach, ale do tej pory nie spaliśmy w takim