Zaraz po śniadaniu ruszyliśmy aby zwiedzać wyspę. Pierwsza była dolina Tandis z wielkimi skałami które przez erozje przybierają różne kształty. Z jednej strony jest to piękny widok, ale z drugiej jednak przygnębiający. Góry które znikają z powierzchni i zostaje z nich tylko piach... teren jest ogromny, każda góra jest inna i wyjątkowa.
Kolejny był Kanion Chahkooh i to jest nasz numer jeden na wyspie. Trasa do zwiedzania wiedzie przez koryto rzeki, które jest prawie suche. Można podziwiać imponujące formacje skalne, które wypłukała woda i wiatr. Natura jest najlepszym architektem. Ostatnio padał deszcz i momentami stała woda. Przez to, aby dostać się do najciekawszej części kanionu musieliśmy pokonać wodę. Zdjęliśmy więc buty i przeszliśmy do najwęższej części. Widok był naprawdę imponujący. W korycie rzeki znajdują się też studnie, z których ludzie czerpią wodę. Choć żar lał się z nieba to nie zabijał. Dla nas, pomimo wszystko, była to miła odmiana, aby pochodzić w sandałach. Na koniec pojechaliśmy do Gwiezdnej doliny. Jest to miejsce nieco podobne do Tandis, tyle że w miniaturze, bo skały znajdują się bliżej siebie i można je oglądać zarówno z dołu jak i z góry. Widoki są ładne, ale spodziewaliśmy się czegoś więcej. Miejscowi ludzie wierzą, że spadł tutaj meteoryt. Uważają też, że w dolinie mieszkają wędrowne duchy, które nocą spacerują i wydają dziwne dźwięki. Duchów nie spotkaliśmy, ale za to węża tak...
Późnym popołudniem uznaliśmy że wracamy na ląd, aby jutro mieć więcej czasu na podróż. Keszm podobał nam się, na pewno był wytchnieniem od dużych miast i smogu, spodziewaliśmy się jednak czegoś więcej... Wszystkie tutejsze góry są bardzo podobne do siebie i tak naprawdę nie jest ważne czy jest to dolina z przewodnika czy jedziesz drogą i rozglądasz się na boki. Z jednej strony są tu ciekawe formacje skalne, z drugiej wyjątkowo brudne wioski, mnóstwo bezdomnych zwierząt, zdegradowane środowisko - to przez przemysł i wydobycie ropy.
Ceny są zdecydowanie wyższe niż na lądzie, zarówno za noclegi jak i jedzenie. Z powodu upału, w ciągu dnia wszystko jest pozamykane w wioskach. Życie toczy się rano i wieczorem. To, że posiadaliśmy samochód pozwoliło nam objechać wyspę i zobaczyć to, co nas interesowało. Nie ma tu zorganizowanej komunikacji ani Snapaa, trzeba korzystać z taxi lub brać zorganizowaną wycieczkę.
Za rok ma być już most z lądu na wyspę i nie trzeba będzie przeprawiać się promem. Dziś jednak znowu droga na prom, parkowanie tyłem, czekanie na komplet i potem droga do Bandar Abbas.
Znowu pojawił się smog, a aż po horyzont widać było kolejne rafinerie i dym lecący z kolejnych kominów..
Dopiero po zmroku znaleźliśmy pokój w hotelu. Miasto nie oferuje nic specjalnego do zwiedzenia, poza kilkoma świątyniami (w tym hinduską). Byliśmy wymęczeni przez słońce, więc tylko zjedliśmy kolacje (po długich poszukiwaniach ryby, znaleźliśmy pyszną pastę z bakłażana) i poszliśmy odpoczywać do hotelu. Nadal nie ma internetu...