Noc była ciężka, ale na szczęście nie musieliśmy się ewakuować, tyle dobrego. Padał deszcz, ale na szczęście nie była to tropikalna ulewa. Tylko wiatr miotał naszym namiotem na wszystkie strony. W nocy budziliśmy się wiele razy, bo było po prostu głośno od wycia wiatru. Wadi bardzo nam się podobało, wielka przestrzeń, wokół góry w różnych kształtach i kolorach. Szkoda trochę, że nie było słońca i tak silnie wiał wiatr. Aby zwinąć namiot sporo musieliśmy się nagimnastykować w tym wietrze. Pojechaliśmy do miasteczka na śniadanie, bo w wadi byłoby trudno cokolwiek ugotować.
Miasteczko było mocno arabskie i wyjątkowo brudne. W pierwszej lepszej „restauracji” zjedliśmy śniadanie. Za dwa duże omlety, troszkę warzyw, dal, cztery ciapati i dwa czaje zapłaciliśmy 1,5 Riala, czyli jakieś 15 złotych polskich. Nie jest źle.
Ruszyliśmy na północ, mijaliśmy kolejne małe miejscowości na pustyni. Dziś ruch na drogach znikomy - wiadomo piątek... czyli tutejszy dzień wolny. Za to wiatr wcale nie zmniejszył się, pokazało się tylko trochę słońca -- a i tak było 29 stopni. Wielbłądy i kozy nie mają dziś wolnego, po drodze miło było oglądać te sympatyczne zwierzęta...
Po drodze zjechaliśmy z góry nad morze, do Pink Lagoon, ale nie było to nic ciekawego. Piękna plaża ze zniszczonymi budynkami rybaków i do tego różowa kałuża robiąca za lagunę....
Zatrzymaliśmy się na obiad w Duqum.. Dziwna miejscowość, w której buduje się port, strefę turystyczną z wielogwiazdkowymi hotelami (na razie trzema), są szerokie wielopasmowe drogi, lotnisko. Wygląda na to, że mieszkają tam na razie setki i tysiące zagranicznych pracowników (którzy budują to wszystko). Na pewno usłyszymy jeszcze kiedyś o tej miejscowości, zbudowanej dosłownie na środku pustyni. Adrianowi przypominało to budowę Gdyni - miasta z morza.
Dość intensywnie zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na nocleg, ale nie mogliśmy nic znaleźć. Wiejący silnie wiatr i wszędobylski piasek zapowiadały kolejną nieprzespaną noc. Po 600 km jazdy, w Al Awad zatrzymaliśmy się aby zatankować, potem pojechaliśmy jeszcze za mieścinę aby się rozbić, ale nie udało nam się, bo rozpętała się konkretna burza piaskowa. Wróciliśmy do wioski, bo obok stacji widzieliśmy jakiś motel. W rezultacie zostaliśmy w nim na noc. Cena jak na Oman przystępna bo 14 Riali. Wykąpiemy się, zrobimy pranie i naładujemy wszystkie baterie (dosłownie). To pierwszy nasz nocleg pod twardym dachem od wyjechania z Muskatu.