Wczoraj pranie, porządki i padliśmy wczesnym wieczorem. Funkcjonujemy w trybie namiotowym, tzn. wcześniej chodzimy spać i wcześniej wstajemy - prawie jak ze słońcem. Widzimy że dzień tutaj znowu robi się krótszy. Za oknem całą noc szalała wichura. To była jednak bardzo dobra decyzja aby nie spać w namiocie. Rano zjedliśmy śniadanie w coffeshopie obok hotelu i ruszyliśmy w drogę.
Bardzo malownicza była spora część dzisiejszej trasy, bo z jednej strony rozciągały się wydmy, a z drugiej morze. Co jakiś czas znaki informowały o nawianym piasku na drodze. Cały czas wieje silny wiatr i widać jak ciemne niebo jest nad pustynią, a jak inny kolor nieba jest nad morzem. Nie ma szans na spokojne spanie na pustyni, ani też na plaży.
Co jakiś czas mijaliśmy prymitywne namioty tutejszych beduinów, którzy koczują pośród wydm i tak naprawdę to nie wiemy z czego żyją, myślimy że z hodowli kóz i wielbłądów. Wygląda że życie w tak ekstremalnych warunkach to jednak życie na krawędzi. A może to wolność jest najważniejsza...
Po południu dojechaliśmy do słynnego Wadi Bani Khalid. Miejsce jest dość mocno komercyjne (jak na Oman), można kąpać się w basenach w skałach, na etacie są nawet ratownicy, na miejscu jest też bar. Pomoczyliśmy nogi i nie mogliśmy nacieszyć oczu widokami. Piękny kanion z mnóstwem zieleni, gajem palmowym, pośród których latały i śpiewały ptaki. Na miejscu było zaledwie kilka osób, dziś sobota czyli ich poniedziałek. Pierwszy raz od pobytu w Salalach jest czyste niebo, bez piasku, choć zachmurzone i wydaje się, że wiatr jest mniejszy..
Na parkingu piknikowało kilku chłopaków, poczęstowali nas omańską herbatą (czyli mocna z mlekiem, cukrem i kardamonem) i jeszcze dali nam w prezencie omańską chałwę, która w smaku mocno przypomina tureckie lokum. Na nocleg zajechaliśmy do jakiegoś małego, nie znanego wadi. Mamy nadzieję, że wiatr wreszcie się uspokoi. Spokojny wieczór przy ognisku zmienił się w ulewną noc w wadi.... Trochę mieliśmy pietra i często się budziliśmy, bo baliśmy się że błoto po deszczu nie pozwoli nam wyjechać z doliny. Rano woda faktycznie stała w kałużach, w rezultacie czego nasz namiot częściowo stał w wodzie. Można by rzec: sorry taki mamy klimat.. i tyle.