Nigdy nie wiadomo co przyniesie dzień, a tym bardziej noc... Od rana mieliśmy suszenie namiotu, nieprzewidywalne podłoże przyczyniło się do lekkiego podtopienia. Pojechaliśmy do Sur, miasteczka nad morzem, znanego z budowy łodzi. Część turystyczna zadbana i ładna, ale już każda boczna ulica lub centrum ginie w bałaganie. Trochę szkoda, bo miasto ma potencjał i go marnuje. Posiedzieliśmy na plaży, w kawiarni na omańskiej kawie. Kolejny przystanek to Rasal al Hadd, który leży na terenie parku narodowego żółwi. To właśnie tutaj samice składają jaja na plaży, a potem małe żółwie w nocy wykluwają się i idą w kierunku wody... Zwiedzanie jest tylko z przewodnikiem, w nocy lub o świcie. Teraz nie ma sezonu lęgowego i jest mało prawdopodobne że można spotkać żółwie. Na dodatek pogoda zaczyna znowu się psuć, więc uznaliśmy że uciekamy na północny zachód. Musimy znaleźć dobre miejsce do spania i dosuszyć namiot. W okolicach Wadi Tiwi niebo było już czarne i widzieliśmy że będą problemy. Nie udało nam się znaleźć nic sensownego przed ulewą. W rezultacie przeszła tak wielka nawałnica, że musieliśmy stanąć na parkingu bo nic nie widzieliśmy. Na szczęście staliśmy na górze miejscowości. Zobaczyliśmy jak z okolicznych szczytów spływa gwałtownie woda. Zalewa i niszczy wszystko na swojej drodze. W jednej chwili wiele dróg przestało być przejezdnych, woda lała się strumieniami i lawinami kamieni. Deszcz w Omanie to wielki żywioł. A Omańczycy bardzo cieszyli się z deszczu, jeździli samochodami na pace, wysiadali z aut aby zmoknąć, robili sobie zdjęcia... Rozumiemy, też się cieszymy ich szczęściem, tylko robi się coraz słabiej z noclegiem. Po około godzinie trochę mniej padało, ale wiatr i sztorm od morza nie pozwoliły nam się rozbić, a na dół miejscowości nie mogliśmy zjechać, bo wszystko płynęło i niektóre drogi przestały być przejezdne. Wadi zostały zalane. Uznaliśmy że szukamy innego noclegu. Znaleźliśmy pokój w Qalhat za 15 riali (150 zł). To jak na tutejsze warunki bardzo dobra cena, bo akurat ceny noclegów są tutaj nieadekwatnie wysokie w porównaniu do innych cen. Po zmroku dojechaliśmy do hotelu, po drodze ulice pozalewane... Jest wifi ale za bardzo nie można się połączyć, pokój mamy na tyle duży, że rozłożyliśmy namiot i go suszymy... Na zewnątrz dalej pada i wieje. Prognozy pogody też nie są zbyt optymistyczne. Zobaczymy.
A czytaliśmy w przewodniku, że w grudniu nie ma ani jednego dnia deszczowego...