W nocy jeszcze padało i sztorm robił rozpierduchę aby rano obudziło nas słońce i błękitne niebo. Dziś w planach był spacer po Wadi Shab. Na parkingu trzeba zostawić auto, przeprawić się łódka (1 rial w dwie strony za osobę), a potem już zostaje cieszyć się pięknem przyrody. My jeszcze na dodatek mieliśmy dziś bonus, bo mogliśmy na legalu taplać się w błocie, no bo innej drogi nie było. Wczorajsza nawałnica naprawdę narobiła bałaganu w okolicy, od rana służby przywracały porządek na drogach i chodnikach. Dopiero teraz było widać jak skomplikowaną robotę muszą zrobić jacyś inżynierowie od melioracji w Omanie, aby choć trochę okiełznać szalejąca wodę. Tak jak bałagan był w wiosce, tak samo i tutaj w dolinie. Dobry kilometr szliśmy w oblepiającym buty błocie, potem przecięcie w bród kilku strumieni i pozostało tylko skakanie po kamieniach. Nie udało nam się dojść do samego końca, do jaskini, bo nurt wody był już za silny i bardzo trzeba było uważać na kamieniach aby się nie poślizgnąć. Niestety, woda w rzece nie była niebieska jak widać to na zdjęciach na internecie, bo była zamulona i zabrudzona błotem. Trochę szkoda, ale to w końcu natura.. tak to już bywa w podróżowaniu. Z drugiej strony taka sytuacja jest wyjątkowa i niewiele osób może to zobaczyć w takim stanie. Tak czy tak, Wadi Shab jest przepiękne, wielkie, majestatyczne, wpada wprost do morza. Wysokie ściany skalne tworzą różne formacje, które w pełnym słońcu i w towarzystwie palm po prostu zachwycają... To miejsce trzeba zobaczyć i tyle.
Stosunkowo niedaleko znajduje się Wadi Tiwi. Podjechaliśmy wgłąb niego, ale tylko do końca asfaltu. Tutaj rekomendowane jest już 4x4. Kawałek można dojechać, a potem zostają już wąskie ścieżki. Jesteśmy lekko przemoczeni i powoli głodni, więc wracamy do pensjonatu. Dziś mamy pierwszy raz w Omanie nocleg w tym samym miejscu. Bardzo nam też zależało aby dodać zdjęcia, bo wreszcie mamy internet. Polecamy nocleg w Qalhat - Alshumukh guesthause - czyste pokoje, świetna obsługa i widok na morze... No i cena do przyjęcia 15 riali i tylko 15 km autostradą do Wadi.
Reszta dnia to uzupełnianie bloga i w końcu trochę lenistwa.
Z jednej strony w Omanie jest super z tym, że można rozbić namiot w każdym niemal miejscu. Z drugiej strony trochę to jednak... męczy, bo trzeba szukać miejscówki, która będzie nam odpowiadać. No bo jednak ostatnie kilka dni wiało - więc z plaży uciekaliśmy, padało - więc daleko w doliny się nie zapuszczaliśmy i jeszcze auto z niskim zawieszeniem też niejednokrotnie ograniczało nasze możliwości. Nie ma co mówić, mamy tu naprawdę duże poczucie wolności i mało jest takich krajów, gdzie można mieć takiego luza w kampingowaniu. Jednak prozaiczne tematy typu mycie, siku, pranie też trzeba ogarnąć i najlepiej w trochę ustronnym miejscu. Ale z kolejnej strony gwiazdy na bezchmurnym niebie w nocy, ognisko wieczorem, czy kawa o świcie na pustej plaży wynagradzają wszystko.
Jeszcze tylko dwa słowa o internecie. Zaskakująco dużo stron i aplikacji jest też blokowanych (oczywiście nie w takim stopniu jak w Iranie) i trzeba mieć włączonego vpn, aby z nich korzystać. Działa np. booking.com i można przez niego rezerwować noclegi.