Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Kenia, Uganda, Ruanda 2007    Mała wycieczka
Zwiń mapę
2007
06
wrz

Mała wycieczka

 
Rwanda
Rwanda, Butare
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9520 km
 
Pobudka znowu rano, ponieważ musimy przejąć część bagaży od chłopaków, którzy jednak jada do Burundi. Niebo znowu zachmurzone, pogoda typowo angielska, lekko depresyjna. Odprowadzamy chłopaków i sami idziemy na autobus do Butare. Jest tam Muzeum Narodowe przedstawiające Ruandę ze strony różnych aspektów- kultury, sztuki, przyrody, klimatu itd. Mamy nadzieję, że uda nam się bardziej zrozumieć ten kraj i ludzi.
Jechaliśmy busikiem typu – matatu, zapakowani na maxa. W radio w pewnym momencie leciał przebój tego lata- piosenka Shona Kingstona –Beautiful Girls. W pewnym momencie wszyscy panowie w busiku śpiewali refren tej piosenki i było to bardzo sympatyczne, tym bardziej, że jedyną dziewczyną w tym busiku byłam ja…Przyzwyczaiłam się już do tego, że jestem obserwowana, może nawet podglądana, bo trochę rzucam się w oczy z tymi blond włosami. Ale ja też obserwuje i podglądam otaczający mnie świat. Adrian odstawił jeszcze małą histerię, jak bardzo było mu niewygodnie, ale dość szybko mu przeszło. Fakt faktem, że kolana musieliśmy trzymać pod brodą, ale żeby aż taka histeria… generalnie częścią ciała, którą boli mnie ciągle, permanentnie i dokuczliwie jest tyłek. I nie jest ważne ile czasu się jedzie, jakość dróg, mało miejsca na nogi potęgują jeszcze te doznania. Bolą kości, ale jeszcze dodatkowo piecze skóra. Nie jest łatwe podróżowanie po Afryce.
Po zwiedzeniu muzeum postanawiamy kupić sobie parę pamiątek. Kupiliśmy pojemniki wyplatane ze słomy i siana. Jeden z nich był robiony przez 3 miesiące, misterna plecionka… Są piękne, egzotyczne i pomogą nam bardziej zagracić mieszkanie. Ja jednak nie potrafię sobie odmówić kupowania pamiątek podczas podróżowania. Cieszymy się z tych zakupów dzisiaj, bo daliśmy zarobić zwykłym ludziom, którzy stali pod muzeum, bez pośredników itd. A że ceny były bardzo dobre to chętnie kupiłabym całego tira.
A teraz obładowani do granic możliwości siedzimy w chińskiej restauracji, która jest chińska tylko z nazwy. Jak to zwykle w takich knajpach bywa, wystrój jest lekko obskurny, a w centralnym miejscu restauracji stoi…choinka! Nie jest przystrojona, ale to drzewko w tym miejscu i o tej porze roku bardzo mnie rozbawiło.
Jedzenie niestety trochę mi rosło w ustach, ale najadłam się. Myślałam, że będzie to danie z ananasem a było w ananasie… i jakoś tak dziwnie było przyprawione. Ja nie należę do tych, co narzekają, więc jak nie jest zepsute, a tylko trochę niesmaczne, to jakoś przeżyję.
Po obiedzie, przeczekaniu ulewy, idziemy, obejrzeć zabytkowa katedrę. Trochę niespotykany to widok. Rzadko, kiedy spotkać tu można, jakies sakralne budowle czy zabytki. Wzbudzamy spora sensacje na ulicy. Mamy duży problem z porozumiewaniem się z ludźmi, bo tutaj na prowincji mało kto mówi po angielsku. Pozostaje nam uśmiechać się, a jest to język międzynarodowy, który topi wszelkie lody i nie raz już pomagał nam wyjść z opresji. Rozbawiają na dzieci, które zawsze są najbardziej spontaniczne. Często zaczepiają nas albo cichutko ida za nami i obserwują każdy nasz ruch, analizują nasze zachowanie.
Jest już późne popołudnie, zmierzamy w kierunku przystanku, mamy wykupione już bilety, więc jesteśmy w miarę bezpieczni odnośnie transportu. Okazuje się jednak, ze miejsca siedzące mamy, ale jako ostatni pasażerowie mamy 2 ostatnie miejsca, a mi przypadło najbardziej nieszczęśliwe, na złączu dwóch siedzeń. W związku z tym droga była koszmarna. Jednym półdupkiem siedziałam na jednym fotelu a drugi, mialam w powietrzu, bo drugi fotel był dużo niżej, koszmar! 2.5 godz. w lekkim zawieszeniu. Po 40 minutach bolało mnie już wszystko- plecy, kręgosłup, głowa i tyłek. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Na dodatek jeszcze kierowca włączył radio na kanał z jakimś słuchowiskiem. Dziwne to było doświadczenie. Słuchaliśmy radia, nie rozumieliśmy ani słowa, a rozrywką było obserwowanie współpasażerów, którzy bawili się tą audycją, wsłuchiwali, śmiali, zamyślali. W międzyczasie jeszcze złapała nas burza. Pod koniec jazdy wpadłam na wspaniały pomysł i podłożyłam pod jeden półdupek butelkę z wodą, wyrównało to poziom mojego tyłka i poczułam pewną ulgę.
Po powrocie do hotelu po prostu padłam. Bolała mnie głowa, to już jakaś migrena. Nie planowałam Dnia Dziecka, ale jak przyłożyłam głowę do poduszki to odpłynęłam. Czasami zmęczenie jest silniejsze od wszystkiego innego – porządku, rozsądku czy higieny.
Generalnie z higieną to jest średnio. Zawsze staramy się myć przed posiłkiem ręce, nawet odkażamy je specjalnym płynem. Zęby myjemy w wodzie mineralnej a resztę jak i gdzie się da. Był taki czas jak spaliśmy w Parkach, że przez 6 dni nie widziałam lusterka. I wcale mi to nie przeszkadzało…
Z praniem też bywało różnie. Ubrania nawet, jeśli są poprane, to tyle dobrego, bo nie śmierdzą, ale nadal są brudne, nie ma możliwości doprania ich. Kurz z czerwonej ziemi wgryza się w materiał i nie chce puścić. Wyglądamy, więc mało reprezentacyjnie, ale chociaż w tym temacie nie wyróżniamy się z tłumu. Nie podobają mi się biali, którzy podróżują po świecie a wyglądają jak kosmici. Kolczyki wszędzie gdzie tylko się da, dredy blond lub różowe, często zbyt brudni, zbyt ekstrawaganccy, zbyt pretensjonalni w swoim zachowaniu. Pewnie niezłymi epitetami byłby określony jakiś czarny w Polsce, gdyby znalazł się w pociągu na trasie Szczecin Kielce, gdyby wyglądał jak mieszkaniec innej galaktyki.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017