Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Kenia, Uganda, Ruanda 2007    Wszystko co dobre, szybko się kończy
Zwiń mapę
2007
10
wrz

Wszystko co dobre, szybko się kończy

 
Uganda
Uganda, Kampala
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10011 km
 
Budzik w moim mniemaniu zadzwonił zbyt wcześnie i zbyt głośno. Wszyscy na lekkim kacyku i jeszcze to tempo pakowania, bo baliśmy się, że znowu będzie problem na promie, więc założyliśmy, że od 7 rano stoimy w kolejce. Jakoś nie mieliśmy werwy ani fazy na pakowanie, ale trening czyni mistrza, wiec po wielu już pakowaniach Adrian i Filip są mistrzami w upychaniu. W miarę sprawnie, choć bez śpiewu na ustach zapakowaliśmy wszystko do auta. Filip i Paweł zamówili śniadanie i czekali w barze, aż będzie gotowe, a my pojechaliśmy na prom.
Byliśmy zaskoczeni, ponieważ panował tu duży porządek, nikt się nie pchał, nie taranował, i jeszcze na dodatek odpłynął planowo. A sekret tkwił w tym, że był płatny… byliśmy pod wrażeniem czystej toalety z ciepłą wodą. Adrian się nawet ogolił, a reszta, kto musiał, skoczył na tzw „dwójkę”.
Jak już wspomniałam koledzy zamówili rano w barze samosy i na styk udało się je odebrać. Zajadaliśmy ze smakiem to danie a na deser dopchaliśmy się chlebem z masłem orzechowym. Je generalnie przespałam całą drogę, bo dopadło mnie jakieś zmęczenie. Zresztą nie ma się, co dziwić, wszystkie noce były zarwane, bo albo nie mogliśmy się nagadać, albo pobudka skoro świt, albo dziwne dźwięki dochodzące zza namiotu, które budziły wyobraźnię. Nie było czasu na spanie.
Dopływamy wreszcie do Entebe, zajeżdżamy jeszcze na lotnisko, bo chcemy z Adrianem kupić bilet do Kenii, ale tym razem na samolot, bo czasu jest mało, a nie chcemy jechać tam znowu 2 doby. Kupujemy lot do Mombasy na wtorek po południu.
Jedziemy do centrum Kampali, aby wymienić kasę. Trochę mamy długów u chłopaków, bo w weekend nie było jak wymienić waluty, zresztą na wyspie na końcu świata nie ma wielu banków. Wszystko załatwiamy w dużym centrum handlowym, ze sklepami, restauracjami, tylko kina brakowało. Nawet udało nam się zjeść obiad w indyjskiej knajpie. Nawet zaczęło świecić słońce i chyba polubiłam Kampalę.
Mamy problem z dojechaniem do hotelu, bo Paweł zakręcił się trochę podczas pilotowania i przez 1, 5 godziny błądzimy. Jest mało przyjemnie, bo całe miasto jest zakorkowane, wszędzie smog i my uwięzieni, przepoceni, przemęczeni w aucie. Dojechaliśmy do hotelu późno, zostało nam około 2 godzin do zmroku. Wszyscy jesteśmy lekko wykończeni psychicznie i fizycznie, ogólny dół. Wynajmujemy domek na 6 osób, bo tobołów mamy masę, a jutro chłopcy oddają auto, więc musimy się pomieścić tutaj razem. Wreszcie bierzemy prysznic, ja odżywam. Idę z Adrianem przejść się na miasto, ale nie ma nic ciekawego w okolicy.
Wreszcie wieczorem oglądamy zdjęcia na kompie, wymieniamy się nimi z chłopakami. Adrian i Piotr rozmawiają ze spotkanymi w hotelu Polakami, a ja z Filipem i Pawłem analizujemy fotki i zachwycamy się tymi „naj”. Czas leci bardzo szybko. Panowie chcą jechać na miasto, uczcić pożegnanie, ja nie mam siły, więc z Adrianem zostajemy. Około północy chłopcy przywieźli jedzenie od Chińczyka, Adrian się skusił. To miły gest ze strony chłopaków. W nocy męczyłam się strasznie, bo ciągle miałam wrażenie, że coś mnie gryzie…, Ale to nie były komary. Pomogło dopiero zapakowanie się w swoją prywatną poszewkę. Noc nie była też spokojna z powodu burzy, ulewy, wiatru i wszystkiego, co się z tym wiąże… Leżę i myślę jak bardzo żałuję, że kończy się nasza wspólna przygoda. Muszę się jeszcze nauczyć cieszyć tym, co minęło, a było dobre i nie smucić się, że coś się skończyło, tylko cieszyć, że się przydarzyło… Musze się jeszcze nauczyć wielu rzeczy… Chciałabym nauczyć się jeszcze wiele od życia…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017