Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Kenia, Uganda, Ruanda 2007    Luz, relaks i odpoczynek
Zwiń mapę
2007
09
wrz

Luz, relaks i odpoczynek

 
Uganda
Uganda, Ssese Islands
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9921 km
 
Wszyscy spaliśmy długo, bo spało się bardzo dobrze… Ja spałam chyba 12 godzin, chłopcy trochę mniej. Najlepsze w tej sytuacji było to, że nie musimy się nigdzie dziś ruszać, nie musimy się pakować, jechać dalej. Dziś mamy totalnego, luza, każdy robi to, na co ma ochotę a najlepiej – nic. Śniadanie zjedliśmy w barze, a potem piwko, petki, karty, książki, pamiętnik…
Pole namiotowe jest prowadzone przez Holendra i jego synka – klona (taki podobny do tatusia). Luksusem dla nas jest to, że na terenie campu jest bar i można zamówić coś dobrego, lokalnego, taniego do zjedzenia i są zimne napoje…
Rano robiłam jeszcze z Adrianem pranie, więc w dalszą podróż pojedziemy już w garniturach lepszego sortu. Pranie w miskach, mydełkiem, tarcie i szorowanie w rączkach, wyciskanie itd. Historia jak zbliżyć się do tradycji, dla nas już historia, a dla ludzi tu mieszkających- codzienność, niestety. Jest duża szansa, że wyschną nam ubrania, ponieważ jest ciepło, choć nie upalnie. Na słońcu jest gorąco, ale w cieniu umiarkowanie, aby nie rzec, że chłodno.
Jesteśmy rozbici prawie na plaży. Wokół cisza i spokój. Obok nas mnóstwo egzotycznych ptaków, takich, jakich nigdy do tej pory nie widziałam. Drażni tylko lekki „smrodek glonowy” dolatujący od strony jeziora. Generalnie swojskie klimaty, po lewej świnki w zagrodzie, po prawej kurki, czasami słychać koguta za rogiem, gdzieś tam za zakrętem dla odmiany widać małpę… taka agroturystyka w Afryce.
Dziś nawet udało się wykąpać. Ważne, że woda leciała i mrozu nie było. Wcale mi nie przeszkadza to lekkie „trolenie”, bo zaraz wracam do poukładanego świata w Polsce, do uniformów i dyplomacji i pozostanie mi tylko tęsknić za tą wolnością którą mam tu na wyjazdach.
Najważniejsza zasada to myć ręce, tak często jak się da, bo od rąk zaczynają się wszystkie problemy z chorobami. Wypada jeszcze umyć zęby, a z reszta niedomytą da się jakoś żyć, hi hi…
W naszym podróżowaniu bardzo cieszą małe rzeczy, niedoceniane w zwykłych sytuacjach, w życiu codziennym… Nie potrafię opisać uczucia radości, kiedy po całym dniu w podróży zarzucamy gdzieś przysłowiowa kotwicę i możemy się wykąpać. Tak naprawdę nie jest ważny kolor kafelek, tzn. betonowej wylewki zazwyczaj, ani to, czy woda jest ciepła czy zimna. Najważniejsze jest to, że jest woda i że można się spłukać. Jeśli jeszcze uda się to połączyć z jakimś posiłkiem, to jest to pełnia szczęścia, a jeśli jeszcze wokół są miłe „okoliczności przyrody i wogóle” to pełnia szczęścia jest osiągnięta.
Leżę na hamaku pod jakąś palmą, na plaży i myślę sobie, że świat jest piękny, zaskakujący, że każdy może go odkrywać na swój sposób i zachwycać się nim, jeśli tego chce. Ja na tym wyjeździe odkrywam Afrykę i przełamuję dziesiątki stereotypów. Cieszę się, że mogę mieć już swoje zdanie na temat Afryki, bo tu byłam, coś widziałam, cos przeżyłam.
Wciąż zastanawiam się jaki byłby ten kontynent gdyby nie biali i gdyby nie kolonializm. Wciąż mam wrażenie, że więcej złego niż dobrego zostawili po sobie tu biali. Poczynając od niewolnictwa a kończąc na podziale Afryki na kraje - ołówkiem i linijką bez uwzględnienia zależności plemiennych. Nie chcę patrzeć na problemy Afryki z pozycji – wpuśćcie tu nas, białych a zrobimy porządek. To nie o to chodzi. To jest kontynent czarnych ludzi, więc niech sami dojrzeją do tego, co i jak należy naprawić. Ale martwi fakt, że wszyscy uczeni, autorytety z Afryki wyjeżdżają z czarnego lądu i już na niego nie wracają. Pozostają w Ameryce, Europie i próbują cos zrobić dla Afryki, ale… nie wiem czy to dobra droga i dlaczego tak się dzieje?
Z jednej strony drażnią mnie tak wysokie opłaty do parków, po 25 $ za dzień, za osobę, a z drugiej strony jest to jakaś kasa, która wpływa do państwa, co w sytuacji braku złóż naturalnych, surowców szlachetnych nie jest bez znaczenia.
Dziś cały dzień nic nie robimy. Relaksik, wolne tempo życia, zjedliśmy duuży obiadek, aby zużyć zapasy prowiantu. Razem z Piotrem i Filipem poszliśmy do wsi na spacer.
A po zachodzie słońca? Tradycyjnie- karty. Graliśmy w Macao, o to kto siedzi na pudle, a nie na krześle. (krzesełka były tylko 4). I tak oto dzięki elementowi współzawodnictwa podnieśliśmy atrakcyjność rozgrywek. Śmiechu było dużo, mało brakowało a byłby rozwód, ale bawiliśmy się świetnie. Przed północą zerwał się bardzo silny wiatr i obudził, a może przywiał komary z 4 stron świata. Wpadały wszędzie, w kubki, nos, uszy, usta, oczy. Choć nie gryzły, to czuliśmy duży dyskomfort siedząc w chmurze tych natrętów. Powalczyliśmy tak chyba do 1 w nocy i ze świadomością, że o 6 pobudka, poszliśmy spać. Szkoda, że to już koniec naszej wspólnej przygody, było wesoło i bardzo sympatycznie…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017