Po calej nocy w autobusie, jestesmy w Peru. Na dzien dobry jest tu biedniej, glosniej - troche jak w Indochinach.
Wybieramy sie w strone dzungli. Pare dni minie nim znowu zobaczymy internet (chyba). Teraz czeka nas 20 h w autobusie do Yurimaguas:) a potem zobaczymy:)
Pozdrawiamy serdecznie, dosc zmlaskani i wymieci po podrozy (ale humory dopisuja:)
Jestesmy jakby w innym swiecie, jest goraco (juz zapomnielismy, ze tak moze byc) halas, korki.
Udalo sie wymienic dolary na sole, ale mielismy z tym maly problem, bo jak tu zwykle bywa, jedna branza na jednej ulicy i trzeba wlasciwa ulice odnalezc, dziwne...
Autobus byl zapakowany na maxa, jakby pietrowy, z bardzo duzymi lukami bagazowymi. Po drodze mielismy jeszcze dwie kontrole policji antynarkotykowej, troche nam to cisnienie podnioslo.
Droga prowadzila najpierw przez pustynie (goraco jak cholera!) a potem przez Andy, tylko w poprzek.. Ludzie brali woreczki na wymiociny i korzystali z tego, bo droga byla... dluga i kreta... Widoki niesamowite, przerazajace, zachwycajace. Pustka w tych gorach, tylko wiatr slychac, a co jakis czas domek gdzies stoi. Ciagle zastanawia mnie, jak i z czego ci ludzie tu zyja...