Noc byla mocno rwana, duzo ludzi wsiadalo i wysiadalo, wiec ciagle poszturchiwanie hamakow (cos co najbardziej nam dokuczalo w tym rejsie) porwalo nasze sny na strzepy.
rano jak zwykle sniadanko o 7 (czyste szalenstwo).
Niezle wymietoleni przybylismy o 10 do Iquitos - miasta w ktorym zyje ponad 340 tys mieszkancow, a jedyna droga jest rzeka ( no i oczywiscie samolot). Po 3 dniach bujania (tym razem nie w oblokach) mocno stanelismy na ziemi i nie mamy marynarskiego chodu.
Troche dobil mnie widok tragarzy na nabrzezu w porcie. Ludzie ktorzy niemal bija sie o to, aby zaniesc bagaze do taxi za jakies marne grosze. Smutni i biedni, skromnie ubrani. W Polsce ludzie nie ida do pracy za 700 zl, bo im sie nie oplaca i nie chce. Tutaj ludzie sprzedaja owoce na sztuki, czyszcza buty, zarabiajac grosze, nie boja sie tego, nie wstydza i oplaca im sie to.
W podrozach naszych jest wiele sytuacji, ktore poruszaja. Niektore tematy nie robia juz na mnie wiekszego znaczenia, np. brud, zapyziale lazienki, skromne hotele, skromne knajpy. Przyzwyczailam sie do tego i nie mam z tym wiekszego problemu. Ale sa dwa tematy z ktorymi nie do konca potrafie sobie poradzic: to bardzo biedni ludzie i zwierzeta, ktore nie maja godnego zycia. Nie mowie o ludziach ktorzy zyja skromnie, ale o bardzo biednych ludziach, ktorzy nie maja pieniedzy na zycie. Cholera, porusza mnie to bardzo i doceniam to co mam, bo widzialam biede na zywo, a to porusza bardziej niz taka widziana w tv. Ja wiem ze jest roznica miedzy krajami rozwinietymi a krajami trzeciego swiata, ale kazdy ma prawo do godnego zycia, niech bedzie skromne, ale cholera, godne. Moze przydlugi ten akapit, ale tak mi sie wylalo troche smutku z kalamarza... Czasami tak mam.
Doprowadzilismy siebie i ciuchy do porzadku w hotelu (znowu mily, z klimatem) i pojechalismy nad jezioro Quistacocha, w okolicy miasta. Ciekawie polozone jezioro, z plaza, zyc nie umierac. Dodatkowa atrakcja jest jeszcze cos na ksztalt zoo. Nie lubimy takich tematow, ale jak juz tu jestesmy sila rozpedu, to pozwiedzalismy. Zrobilo na nas dobre wrazenie: zwierzeta zadbane, duze wybiegi itp. Zwierzeta ktore tu byly to te, wystepujace w tych okolicach: jaguary, kolorowe papugi, mnostwo malp, tarantule, anakondy. Nie jest to dla nich duzy stres, gdyz sa u siebie - nie spotkalismy tu pingwinow.. Ciekawe, choc na uwiezi.
Potem rajd po miescie w poszukiwaniu wycieczki do dzungli. Bylismy w 3 biurach i wielka zalama, strasznie duza komercja. Nie mamy na to ochoty. Mozna by zalatwic przewodnika, ale na to potrzeba duzo czasu, a my go nie mamy. Chcielismy skoczyc na 2, 3 dni jak w Laosie, gdzie dochodzilo sie do ludzi faktycznie tam zyjacych, bez cepeliady. tutaj nic takiego nie znalezlismy. Duzy dylemat co robic, czy jedziemy, czy nie. Wiecej bylo na nie i zrezygnowalismy. Nie chce mieszkac w dzungli w lodge z toaleta i pic coca cole. Sa ludzie ktorym podobaja sie takie wycieczki, i maja do tego prawo. My oczekujemy czegos troche innego dlatego nie skorzystalismy z tej oferty. Sama super przygoda bylo dotarcie do samego Iquitos.
W zyciu nie mozna miec wszystkiego, choc by sie czasami chcialo:)