Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Kambodża, Laos, Tajlandia 2006    AAAAAAAAAle stolica
Zwiń mapę
2006
06
lip

AAAAAAAAAle stolica

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13004 km
 
Trochę trudno (w znaczeniu ciężko) jest nam wstac rano po tak zarwanej nocy, ale wyspimy się na starość i podrywamy się do dalszego działania, zwiedzania.
Na dworze jest ciepło, ale jest duże zachmurzenie, dlatego tez nie piszę że jest upalnie. Chcemy dziś zwiedzać najważniejsze Waty (Tj światynie).
Nasza ulica tętni życiem, jest po brzegi zapchana tłumem turystów, handlarzy, naciągaczy itd. Itd.

Idziemy na pieszo do centrum, przy pierwszej próbie przejscia przez jezdnię (co jest bardzo skomplikowane) zaczepia nas facet, skąd jesteśmy, co chcemy robic. Mówi że dzis jest święto Buddy i światynie są otwarte dopiero od 13 godz. Podpowiada nam, że za 20BT możemy tuktukiem zwiedzać 3 inne światynie i zajechac do dobrego sklepu. Rysuje nam na mapie gdzie jest duzy Budda ( nieopisany w przewodniku) i rozstajemy się.
Na kolejnym przejściu zaczepia nas kolejny pan od Tuk tuka i proponuje za 20 bt 3 świątynie i sklep. Jesteśmy w małym szoku odn ceny za transport i że gościu tez jest w temacie.Teoretycznie mamy czas do 13 i chyba nic do stracenia, po drodze widzimy procesje , barwny korowód, więc chyba faktycznie jest jakieś święto.
Przy pierwszej świątyni jemy upragnione sniadanie, zrobione przez dziadka na poczekaniu, smakuje przepysznie, cena bardzo atrakcyjna.

Przy kolejnej świątyni (mało spektakularnej) spotykamy 2 chłopaków z Malezji i Danii i podczas pogawędki schodzimy na temat układu odn 3 świątyń i sklepu i transportu za 20bt. Sklep Blue Dragon to jubiler, można kupić tam, niby dla siebie, bizuterię. Dostaje się certyfikat jakości honorowany na całym świecie i bardzo korzystnie można sprzedać tą biżuterię w Europie. Chłopaki tak robią, maja przebitke nawet 100 procent i co roku jak są w Bangkou to robia zakupy.
Wszystko układa nam się w całość, tylko jeszcze do końca nie wiemy, jaki w tym ma interes kierowca tuk tuka. Mało prawdopodobne, aby również ci chłopcy byli podstawieni.
Wsiadamy do tuk tuka, kierowca ściemnia nt korków na mieście i proponuje przejazd do sklepu a dopiero potem kolejna swiatynia.Ok, jesteśmy ciekawi co się za tym kryje i jedziemy na zakupy.
Blue Dragon to wyrąbany jubiler w centrum miasta. Wszyscy kłaniaja nam się w pas. A my w strojach bardziej biedaków niż bogaczy, ubrudzone spodenki, rozklapane sandały, a tu wszyscy garnitury i pierścionki za grube tysiące batów…
Zaczyna się badanie klienta, skąd jesteśmy, gdzie byliśmy, gdzie pracujemy w naszym kraju (badanie portfela i możliwości zakupowych). Oczywiście kłamiemy ale się uśmiechamy, powoli męczy mnie już to uśmiechanie i dziękowanie, mówienie że ładne, ale nas na to nie stać. Dziadek mięknie i przechodzimy do tańszej lady z tańszymi pierścionkami, ale nadal za grubą kasę po ok. 4000 zł (brylanty, szmaragdy, białe złoto, diamenty). Każdej kobiecie szybciej zabije serce na widok tych błyskotek, nawet jak nie kolekcjonuja takich cacek. A my nadal staramy się udowodnić, że nie mamy tyle kasy.
Stoisko tańsze, jest tańsze tylko troszkę, więc przechodzimy w dalszą część sklepu, na srebro ale też szafirami, rubinami.
Tu już nasza półka cenowa, za pierścionek z kamieniem ok. 200zł. Mamy w pamięci rozmowę z kolegami ze świątyni i chcemy zaryzykować. W razie czego pierścionek zostanie dla mnie, a przy sprzyjających wiatrach sprzedamy i zarobimy. Kupujemy 2 pierścionki, płacimy karta, dostajemy certyfikaty i i spadamy.

Kierowca tuk tuka wiezie nas do kolejnej świątyni, ale nie ma już takiej cierpliwości do nas jak przed odwiedzeniem sklepu. A to korek, a a to brak parkingu. Gnojek jeden, załatwił co chciał i teraz nas ściemnia.
Chcemy aby na koniec odwiózł nas pod hotel, ale on proponuje tramwaj rzeczny i że się tam rozstaniemy.
Na miejscu jednak okazuje się, że statki się tu nie zatrzymują, a można tu wykupić tylko 1 godzinną wycieczkę po kanałach i rzece. Adrian wkurzony na maxa, kierowca widzi, że nie nabierze nas na ten numer i nie „zmusi” do wykupienia wycieczki. My uparcie twierdzimy, że chcemy do hotelu, nie taka była umowa itd. W pewnym momencie Adrian, nawet powiedział parę słow do niego po polsku… Pan był na tyle bezczelny, żę powiedział, że za podwiezienie do hotelu mamy zaplacić 20BT, osłabił nas tym tekstem…Zapłaciliśmy mu te 20BT, choć teraz nie wiem dlaczego to zrobiliśmy…

Spokojnie idziemy już zwiedzać Pałac Królewski, choć i tak po drodze chyba 2 razy ktoś zaczepiał nas i pytał czy chcemy zobaczyc Wielkiego Buddę…

Pałac Królewski i kompleksy świątyń wokół niego robią wielkie wrażenie. Przepych i dostojność przeplatają się co chwilę podczas oglądania kolejnych budowli.To taka polska Częstochowa. Bardzo rygorystycznie przestrzega się przepisów odnośnie strojów turystów (choć i tak trochę odpuścili, bo kiedyś trzeba było mieć na nogach skarpetki). Oczywiście cena za bilet ponadprzeciętna, ale już przywykliśmy, że za ponadprzeciętne atrakcje trzeba ponadprzeciętnie płacić.

Jako wytrawni turyści postanowiliśmy nie wracać do hotelu tylko przejść się jeszcze na chińską dzielnicę. Oczywiście na pieszo, bez skarpet zrobiliśmy pare kilometrów . poczuliśmy jak śmierdzi smog, kilka razy ponad normę przekroczony poziom spalin w powietrzu i w związku z tym toksycznych oparów. Policja, która kierowała ruchem miała założone maski na twarze aby ograniczyć wdychanie toksyn. Z jednej strony hałas, spaliny z drugiej ‘’naganiacze’’ tuktukowi- ciężka to była przeprawa.
Po drodze ciekawi niekomercyjnego Bangkoku zaszliśmy na indyjski rynek, który nas rozczarował, potem do domu towarowego (globalizacja, brak klimatu i wysokie ceny jak na warunki tego kraju).
Po paru godzinach szwędania zgłodniałam, opadliśmy z sił. Zamówiłam na rynku w chińskiej dzielnicy ulubione krewetki.Pan kucharz jak magik poczarował w woku i paru minutach mogłam już delektować się smakami Azji…

Jak każdego dnia wieczorem, jesteśmy tak zmęczeni,że ledwo chodzimy. Na ulicach ciemno już, ale ruch nadal jest bardzo duży, hałas, bałagan.Łapiemy tuk tuka i jedziemy do hotelu. Zmęczenie nie osłabiło jednak naszej czujności, i bierzemy taką taksówkę której kierowca osiągnął z nami kompromis cenowy za przejazd.
Całe miasto jest zatłoczone, nadal stoimy w korkach. Nasza ulica też tętni życiem na całego, wygląda jak jeden wielki rynek, po którym spaceruje tlum ludzi, handlarzy, co parę kroków gra głośno muzyka, co kawałek nowi, inni wykonawcy…
Nie idziemy spać, tylko upajamy się tą atmosferą. Adrian decyduje się jeszcze na spóźnioną kolację w indyjskiej knajpie. Dopiero teraz czujemy jak bardzo jesteśmy zmęczeni, choc i tak cały dzień trzymaliśmy fason…
Spadamy po 23 do hotelu.
Ciekawy i zaskakujący ten Bangkok…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Elo
Elo - 2016-05-31 13:09
Cześć
Wiem że to relacja sprzed 10 lat, ale chyba od zawsze ten numer z "Pałac jest czynny od 13, chodźcie na inną wycieczkę" działa i nabierają na to turystów.

Jak poszła sprzedaż biżuterii? Turyści pewnie też byli podstawieni :) ?
 
Kamila
Kamila - 2018-11-13 06:12
Witaj,adres sklepu z biżuteria ?? Nie możemy znaleźć na mapie :/ ktoś,cos?????
 
przedsiebie
przedsiebie - 2018-11-13 17:52
Adresu nie mamy już, coś tam dragon... Minęło tyle lat że może nawet nie ma już tego sklepu..
 
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017