Znowu pobuda o 4, ale to juz ostatni raz. W oddali słychac nawolywania do modlitwy z meczetu, obok w kosciele wciaz trwa nabozenstwo, jka rozmodlona od rana ta Etiopia, napiew nadzieja, ze islam moze byc w zgodzie z innymi religiami. Jednak po ostatnich wydarzeniach na swiecie trudno nam do konca w to wierzyc.
pozegnalismy nasz wypasiny hotel z karaluchami i pchlami w komplecie. Bedzimy mieli co wspominac. Ale najcieplej zapewne bedziemy myslec o hienach...
Autobus juz sie zapelnial kiedy dotarlismy na przystanek. Troche sie wkurzylismy bo obsluga nie pakowala bagazy, tylko jakis pan z ulicy, bezdomny i chcial za to kase. I znowu afera... Bez przesady placimy wiecej za bilety, jest obsluga autobusu i powinna wypelniac swoje obowiazki, ale im sie nie chce, wiec wzieli pana do "czarnej roboty". Pan od ciemenej roboty przyszedl za nami do autobusu i byl zbulwersowany ze nie zaplacilismy mu. Cholera niech mu zaplaci obsluga... dalismy kase dla swietego spokoju, ale robia juz ze Sky Busa zwykly PKS z tym calym bajzlem i placeniem za wszystko.
droga minela spokojnie, bo kierowca byl normalny i nie szalal. I znowu mijalismy kolejne wioski, plemiona, ich kozy i konie na drodze, serpentyny male i duze.
Dojechalismy do addis po 15 godzinie. Busikiem dojechlismy do Baro hotel za 6 birow (60 kosztuje taxi, jestesmy wielcy!!!!!). Szybkie pranie, wyjadamy zapasy, jeszcze z polski konserwa, ale mamy ISO, az milo.
Tradycyjnie dla tego hotelu, umywalka nie dziala, rece trzeba myc pod prysznicem, a kurek od niego jest pod sufitem...Wciaz jednak cos nas zaskakuje, pomimo wzrostu tolerancji do otaczajacej nas rzeczywistosci.
Pomimo rezerwacji pokoju z oknem zalapalismy sie na pokoj z okienkiem na korytarz. mam nadzieje ze tlenu nam jednak wystarczy.